3/26/2014

Rozdział 14

Carrie
DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
    Pakowałam swoje rzeczy do kartonów.Za tydzień zaczynały się studia, a rodzice kupili mi mieszkanie w centrum. Co prawda Louis zaproponował mi, żebym zamieszkała u niego, ale ja jak na razie potrzebuje własnej przestrzeni. Jest dobrze, zaczynam się czuć normalnie. Nie przeszkadza mi jego dotyk, pocałunki i spanie w jednym łóżku. Właściwie Louis jest remedium na moje koszmary. Do pokoju wpadła Zoye.
- To dla ciebie- podała mi swojego pluszaka, z którym zawsze spała.- Żeby nie śniły ci się koszmaly.
- A kto będzie spał z tobą?- spytała kucając naprzeciwko siostry.
- Tatuś.- Odpowiedziała uśmiechając się szeroko.- Do ciebie będzie miał daleko. Wiec weź pana Zająca.
- Dobrze.- Przytuliłam ją do siebie.- Dziękuje.
- Kocham cię.-Pierwszy raz usłyszałam to króciutkie, ale tak ważne słowo z jej ust.
- Ja ciebie też kocham i to bardzo.
Zoye wróciła do zabawy, a ja skończyłam się pakować. Zostało tylko wszystko znieść. Wzięłam jeden z kartonów i zeszłam na dół.
- Carrie odstaw to my się z Louisem tym zajmiemy.- Oznajmił mi tata, dopiero teraz zauważyłam mojego chłopaka siedzącego na kanapie. Wstał i odebrał ode mnie karton. Później dostała buziaka w policzek.
- Cześć kochanie.
- Cześć, a ty nie w pracy?
- Ja i Nick mamy za zadanie eskortować pewną dziewczynę do jej mieszkania.
- Jesteś nie możliwy- stwierdziłam ze śmiechem.
- I tak mnie kochasz ruda.
- Kocham.
    Po paru godzinach ich ciężkiej pracy kartony z moimi rzeczami piętrzyły się w moim nowym mieszkaniu. Rodzicie przychylili się do mojej prośby i mieszkanie było małe. Kuchnia połączona z salonem, sypialnia z pojedynczym łóżkiem, co było dziwne, Łazienka i tyle. Chłopaki musieli wrócić na służbę, a ja zabrałam się za rozpakowywanie. Sama nie wiem kiedy zmęczona runęłam na łóżko i zasnęłam.
    Budzik dzwonił uporczywie nie dając spać. Niezadowolona wstałam z łóżka. Jedyna wada chodzenia do szkoły to wczesne wstawanie. Półprzytomna zrobiłam sobie kawę i poszłam pod prysznic. Z szafy wygrzebałam szare rurki, bokserkę z flagą USA i marynarkę, do tego botki na obcasie. Szybko wysuszyłam rude włosy. Ścięłam je ostatnio i teraz układały się wokół mojej głowy w krótkie spiralki. W pośpiechu zjadłam śniadanie i pojechałam na uczelnie. Był to kolejny tydzień studiów. Dopiero trzeci, ale ja i tak miałam cholernie dużo nauki.
Padnięta wróciłam do domu. Na mojej kanapie siedział Louis. Usiadłam mu na kolana i wtuliłam się w jego tors. Objął mnie ramieniem i pocałował w nos.  Praktycznie mieszkał u mnie. Gnieździliśmy się na pojedynczym łóżku, ale i tak było dobrze.
- Jak w szkole?
- Dużo rysunku i strasznie męcząco. A w pracy jak?
- Nick na zwolnieniu, a mi dali nowego partnera. Nowicjusz niepotrafiący trzymać broni.
- Mój biedaku.-Wstałam z jego kolan i poszłam do łazienki. Pozbyłam się koszulki, miałam ochotę przebrać się w dresy. Tylko w krótkich spodenkach i staniku wyszłam z pomieszczenia. Stałam w salonie przewracając na drugą stronę koszulkę Louisa.- Co jemy na obiad?
- Co chcesz.- Uważnie się mi przyglądał. Zarumieniłam się.- Proszę załóż koszulkę.
- Wiem strasznie wyglądam.
- Raczej cholernie pociągająco.- Założyłam koszulkę przez głowę.
- Lou jeżeli chcesz…
Wstał z kanapy i podszedł do mnie. Mocno objął mnie w tali, a jego dłonie znalazły się na moim tyłu.
- Chcę, ale ty nie jesteś gotowa.- Musnął moje usta.- Ja poczekam.
- A jeżeli nigdy nie będę gotowa.
- Przeżyję resztę życia w celibacie.- Tak bardzo go kochałam, a nie mogłam zrobić dla niego tej jednej rzeczy.- Twoi rodzice dzwonili, żebyśmy wpadli na kolacje.
Po kolacji u moich rodziców wróciliśmy do domu. Weszłam do przedpokoju i próbowałam włączyć światło.
- Te korki mnie zabiją- jęknął Louis wychodząc powrotem na klatkę schodową.- Ruda pamiętasz, czy opłaciłaś rachunek za prąd.
- Pewnie nie. Bo zapomniałam. – Drogę do kuchni oświetlałam sobie telefonem. Z jednej z szuflad wyjęłam kilka świeczek. Zawahałam się za nim jedną zapaliłam.
- Nie męcz się. Możemy pojechać do mnie.- Louis odebrał mi zapałki.
- Ja już tak nie mogę!! Do końca życia będę się bać świeczek, słowa wróbelku. To jest nienormalne, ja jestem nienormalna.
- Kochanie stopniowo- Znalazłam się w jego ramionach.
- Ile będziesz czekał. Chcesz prawdziwej rodziny, dzieci domu z ogródkiem. Ja to widzę. Widzę jak patrzysz na Carrie, na Zoye, albo inne dzieci. Nie mogę dać ci tego czego pragniesz, więc czemu nadal ze mną jesteś.
- Bo cię kocham, aż tak trudno to zrozumieć, uwierzyć ci? Kocham cię, tak bardzo, że aż boli.
- To proszę zmuś mnie do tego bo inaczej się nie odważę.
- Zwariowałaś? Nie dotknę cię póki sama nie będziesz tego chciał. Kiedy nie będziesz się już bać.
- Jeżeli…

- Weź zamknij się.- Pocałował mnie w usta uniemożliwiając ciągnięcie tej niedorzecznej kłótni. 

3 komentarze:

  1. Super rozdział ale nw czy tylko u mnie ale tekst jest na biało i nic nie widać musiałam zaznaczyć cały .. [ tylko jeden błąd:)] Ogółem kocham Carrie i jeszcze Lou
    Zapraszam wspomnieniablog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. popieram sposób Louisa.
    Pocałuj dziewczyne żeby się zamknęła.
    Nie ja widze jak zawsze.Tkest biały ,a tło szare.
    jak zwykle cudowny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihi ostatnie zdanie Louisa mnie rozbawiło :D
    Rozdział świetny, mam nadzieję że Carrie przełamie się i cieszę się że Louis czeka na nią i ma taki dobry wpływ na jej psychikę :)
    Do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń