1/29/2014

Rozdział 6

Louis
    Sprzątałem porozwalane ciuchy. Walały się po całym mieszkaniu, rzadko wracałem do domu, a jeszcze rzadziej spałem we własnym łóżku. Próbowałem przeskoczyć martwy punkt w śledztwie, ale ni jak mi to wychodziło. Wrzuciłem rzeczy do pralki i nastawiłem urządzenie. Naczynia poukładałem w zmywarce. Patrząc na względnie sprzątnięte mieszkanie uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem. Moim celem był bar naprzeciwko. Był idealny. Dobry alkohol, ładne dziewczyny i miła obsługa, do tego znajdował się tylko ulicę dalej.
    Dopijałem pierwsze piwo, kiedy obok mnie usiadła jakaś dziewczyna. Po kusym ubraniu i tonie makijażu mogłem domyślić się jak zarabia na życie. Dzisiaj potrzebowałem takiego towarzystwa. Zamówiłem dla pani lampkę jakiegoś wina, a sobie dolewkę piwa. Drobną dłonią jeździła po moim udzie.  Sprawnie przemieszczała się coraz wyżej. Nie powstrzymywałem jej, tylko dalej piłem. Odstawiłem pustą szklankę i z portfela wyjąłem pieniądze.
- Chodź- złapałem jej rękę i wyprowadziłem z baru.
    Przywarłem do jej ust, a moje dłonie jeździły po długich nogach. Nie miałem ochoty na szybki numerek więc ją puściłem. Poszliśmy do domu.  Szybko pozbywałem się jej garderoby.  Oderwałem się od jej ust, aby zdjąć własną koszulkę. Rzuciłem ją w bliżej nieokreślone miejsce. A tylko co posprzątałem. Zdjąłem z niej koronkową bieliznę, a z szuflady przy łóżku wyjąłem gumkę. Dziewczyna doskonale wiedziała co z nią zrobić. Przez całą noc wykorzystywałem jej ciało.
    Otworzyłem oczy słysząc stukot obcasów na panelach. Przeczesałem włosy patrząc na dziewczynę, z którą spędziłem noc. Była nie pierwsze i nie ostatnia. Z portfela wyjąłem pieniądze i odprowadziłem ją do drzwi. Wycisnęła na moich ustach jeszcze jeden pocałunek.
- Jakbyś chciał powtórzyć…
- Tak znajdę cię mała.- Uśmiechnęła się do mnie i rozejrzała po małym przedpokoju. Jej wzrok padł na rozstawione na komodzie zdjęcie.
- Znajoma twarz- stwierdziła patrząc na zdjęcie Carrie.
- Słucham?- Łapałem się każdej, choćby najmniejszej informacji.- Mów co wiesz.
- Dobrze panie inspektorze, ale informacje swoje kosztują.
- Gadaj, a dostaniesz kasę.
- U mojego szefa zatrzymał się taki jeden, a z nim dziewczyna bardzo podobna do tej na zdjęciach. Ale głowy uciąć za to nie dam, dziewczyna była w kiepskim stanie.- Zamknęła buzię i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Adres- powiedziałem wyciągając z portfela kilka banknotów. Na kartce zapisała mi adres.- Wiesz, że jak to kłamstwo to sobie posiedzisz.
- Wiem panie inspektorze.- Uśmiechnęła się licząc otrzymane pieniądze.- Zrób mi przysługę i swój nalot urządź jak ja będę wolna.
- Nie ma sprawy mała.
    Uderzałem w worek treningowy, który podtrzymywał Nick. Teraz nie był moim partnerem tylko szwagrem. Miałem jeszcze większą ochotę mu wpierdolić. Mocno uderzałem o worek i dzieliłem się nowymi informacjami w sprawie śledztwa. Nasz szef dopiero na jutro zaplanował akcję, a tak bardzo chciałem opuścić niedzielny obiadek u mamusi.
- Lou ty naprawdę jesteś za bardzo zaangażowany.- On na pewno nie będzie mnie pouczał. Mocniej uderzyłem w worek, a on się zachwiał.
- Nic ci do tego Anders- wysyczałem przez zęby.- To jest moja sprawa.
- Nie tylko twoja! Jesteśmy partnerami i rodziną.- Nasze stosunki nie były przyjacielskie, ale przez dwa lata wspólnej służby jeszcze się nie pozabijaliśmy. Nicolas Anders był spokojnym i opanowanym człowiekiem, z wielką cierpliwością. Co mu się przyda przy mojej siostrze. Był także doskonałym partnerem. Krył mój tyłek kiedy ja zapominałem o zasadach, co zdarzało się bardzo często. Teraz zniknęło całej jego opanowanie. Patrzył na mnie gniewnie mocno zaciskając usta.
- Dobra, wyluzuj. – Podniosłem ręce w obronnym geście.- Chodź na ten obiad bo pomyślą, że cię zabiłem.
- Nie pokonałbyś mnie Tomlinson.- Wrócił mój partner na którym mogłem polegać.
- Przekonajmy się.- Mężczyzna rzucił się na mnie. Zrobiłem unik, a on poleciał na matę. Roześmiałem się.- Nawet nie musiałem się wysilać.
    Weszliśmy do szatni. Każdy z nas poszedł pod prysznic. Odświeżeni i przykładnie ubrani pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu. Ku memu zdziwieniu w środku zastaliśmy państwa Allenów z ich małą córeczką Zoye.  Ciemnowłosa dziewczynka ruszyła w moim kierunku.
- Ujek- powiedziała i wyciągnęła pulchne rączki. Podniosłem dwulatkę z ziemi, była moją chrześniaczką.
- Cześć Louis- przywitał mnie pan Allen, poprawka Nathan. Podczas każdego spotkania miałem wrażenie, że czekają na jakieś wieści o swojej pierworodnej córce.- Słyszałem o zatrzymaniu kilku porywaczy.
- Nadal nie złapaliśmy tego co to zlecał- odparłem lakonicznie. Mężczyzna odpuścił, a na jego twarzy znowu zagościł uśmiech, który miał maskować smutek po starcie ukochanej córki. Oni wszyscy się poddali, tylko ja nie.
    Usiedliśmy wszyscy do stołu. Nasza jadalnia nie był skonstruowana tak, żeby pomieścić dużo osób. Jedząc posiłek każdy trącał kogoś łokciem. Nikomu to nie przeszkadzała. Przysłuchiwałem się głośnym rozmowom i próbowałem nakarmić  Zoye. Patrząc w granatowe oczka dziewczynki widziałem identyczne oczy jej starszej siostry. Miłą atmosferę przerwał dzwoniący telefon. Wstałem od stołu i odebrałem.
- Ty i Anders szykujcie się na akcje- po drugiej stronie usłyszałem głos naszego komendanta. – Za godzinę pod kryjówką tego skurwiela.- Żadnego słowa sprzeciwu. Rozłączyłem się i kiwnąłem na Nica.
- Zbieraj się praca wzywa.- Przerażenie malowało się na twarzy mojej siostry. Szybko pocałowała swojego męża i mocniej przytuliła Carrie.
- Bez żadnych brawurowych akcji. Obaj.- Zaznaczyła Sophie.

- Zobaczę co da się zrobić- powiedziałem i szybko wyszedłem zanim mojej głowy dosięgneła by gruba książka, leżąca akurat pod jej ręką. 

1/22/2014

Rozdział 5

TRZY LATA PÓŹNIEJ
Louis
    Siedziałem na komisariacie i wypełniałem dokumenty. Znowu porwano młodą dziewczynę. Ten porywacz był nieuchwytny od czterech lat. Skończyłem raport i wypiłem resztę kawy. Za chwilę musiałem ruszać na miasto.
- Tomlinson chyba go mamy- odezwał się mój partner.- Zbieraj się.
Pięć samochodów zatrzymało się przed wielką willą. Wysiadłem z jednego z nich. Każdy z policjantów sprawdził swoją broń.     Weszliśmy do środka. Razem z moim partnerem sprawdzaliśmy jeden z korytarzy. Z jednego z pokoi dobiegły nas jakieś odgłosy. Wszedłem pierwszy a Nick mnie osłaniał. W pokoju siedziało kilka kobiet, opuściłem broń żeby ich jeszcze bardziej nie przestraszyć. 
- Jesteśmy z policji.- Wśród ich twarzy szukałem Carrie.- Nick wezwij karetkę, któraś może być ranna.
Zostawiłem je z moim partnerem, a san poszedłem na dalsze oględziny. Chodziłem korytarzami z wyciągniętą bronią. Szukałem choćby najmniejszego śladu jej obecności. Znalazłem jej state ciuchy. Była tu. Uderzyłem pięścią w ścianę. Zbiegłem po schodach do szefa.
- Uciekł skurwiel- oznajmiłem.- Ma że sobą przynajmniej jedną dziewczynę, Carrie Allen.
- Jest też kilka ciał w piwnicy- powiedział któryś z kolegów po fachu.- Nieźle je zakatował.
- Trzeba będzie przesłuchać te co znaleźliśmy.- Rozkazał nam komendant.- Tomlinson, Anders wy się tym zajmiecie.
    Kolejne kilka godzin spędziłem na przesłuchaniach. Pokazałem zdjęcia zaginionych dla kolejnej kobiety. Przyjrzała się im dokładnie i chudym palcem wskazała na  zdjęcie Carrie.
- Ona jest z nim. To jego zabawka. Nigdy nie pozwala jej odejść na krok.- Cień współczucia przebiegł po jej twarzy.- Biedna dziewczyna, interesował się nami kiedy ona była tak skatowana, że aż nieprzytomna.  Aż dziwne, że nadal żyła.
- Nie wiesz gdzie mogli się udać.
- Przykro mi, od czterech lat nie widziałam nic oprócz wnętrza tego domu.- Kobieta przede mną skuliła się na myśl o tamtym miejscu. Współczułem jej tego co przeszła.
- Zawiadomiliśmy pani narzeczonego, już na panią czeka.
- To były cztery lata.
- Widać bardzo panią kocha.-  Stwierdziłem wstając od stołu.- Proszę podpisać zeznania i jest pani wolna.
    Kobieta podpisała wymagane dokumenty i wyszła. Wpadła w ramiona swojego narzeczonego. Ulga na twarzy mężczyzny była bardzo widoczna. Nawet cztery lata rozłąki, niepewności nie zmieniły ich uczuć. Odłożyłem wszystkie papiery na moje biurko i skierowałem się do wyjścia. Nie mogłem na to patrzeć, przytłaczały mnie te wszystkie uczucia zgromadzone w jednym małym pomieszczeniu.
- Panie inspektorze- zwrócił się do mnie narzeczony ostatnio przesłuchiwanej kobiety. – Złapiecie go prawda?
- Nic innego nie robię od dwóch lat.- Zajmowałem się tą sprawą odkąd skończyłem akademie policyjną.
- Widać z marnym efektem- warknął na mnie.- Pan nie wie jak to jest przez cztery lata czekać na jakąś wiadomość. Żyć w ciągłym strachu, że każą ci zidentyfikować ukochaną osobą.- Nie wytrzymałem, moje nerwy i tak były zszargane, a on to jeszcze pogorszył. Złapałem go za klapy marynarki i pchnąłem na  przeszkloną ścianę jednego z gabinetów.
- Doskonale to wiem. Tylko ja w przeciwieństwie do ciebie widziałem te, które nie przeżyły. Ciesz się, że ją odzyskałeś.
Puściłem go i wyszedłem.  Zimne nocne powietrze dobrze mi zrobiło. Z kieszeni skórzanej kurtki wyjąłem paczkę papierosów. Odpaliłem jednego. Kłęb dymu papierosowego wydobył się z moich ust. Ruszyłem chodnikiem. Potrzebowałem się wyładować, tak byłoby najlepiej. Żaden z dilerów czy podrzędnych złodziejaszków nie chciał wyjść dzisiaj w nocy na ulicę. Nieśpiesznie udałem się do swojego mieszkania.
     Jak co rano pokonałem kilka kilometrów szybkim sprintem. Wróciłem do domu i szybko wziąłem prysznic. Nie miałem ochoty spóźnić się do pracy. Wszedłem na komisariat gdzie panowała dość napięta atmosfera.
- Louis masz się zgłosić do komendanta.- Oznajmił mi mój partner.
Od razu zgłosiłem się do szefa. Nie wyglądał na zadowolonego, mój wczorajszy wyskok na pewno mu się nie spodobał, ale ja nie żałowałem. Facet powinien się cieszyć, że odzyskał ukochaną, a nie prawić mi wyrzuty. Usiadłem na krześle. Dość często lądowałem na dywaniku.
- Powinienem odsunąć cię od tej sprawy. Nigdy nie powinieneś jej dostać bo jesteś zaangażowany uczuciowo.
- To się już więcej nie powtórzy.
- Jeszcze jeden taki wyskok a utkniesz przy biurku na cały rok. Zrobię z ciebie sekretarkę. Jasno się wyraziłem Tomlinson?
- Tak - mruknąłem pod nosem.
    Spacerowałem po parku razem z Sophie i moja siostrzenicą. Każdy z nich ruszył dalej, tylko ją nie potrafiłem.
- Powinieneś odpuścić. To już całe trzy lata, nie znajdziesz jej.
- Łatwo się poddałaś- stwierdziłem gorzko nawet nie patrząc na siostrę.
- Zaakceptowałam fakt, że już jej nie odzyskam. Louis ona może już  nie żyć.
- Wiem, że żyje. Powiedziała mi to jedną z tych kobiet. Carrie żyje.
- O Boże.- Łzy zebrały się w oczach mojej siostry.- Tyle lat.
Puściłem rączkę wózka i przytuliłem siostrę. Wróciłem do prowadzenia wózka. Mała dziewczynka smacznie spała nieświadoma tego, że mowa o jej imienniczce. 
- To co odprowadzę was do domu?
- Raczej myślałam, że zaopiekujesz sie swoją siostrzenicą, a ja skoczę na parę godzin do pracy. Nick myśli, że powinnam siedzieć jeszcze w domu, a ja po prostu wariuje z nudów.- Roześmiałem się i pokiwałem twierdząco głową.- Kocham cię braciszku.

1/15/2014

Rozdział 4

Carrie
    Stałam w tym samym pokoju co ostatnio. Ledwo mogłam się poruszać tak bardzo bolały mnie mięśnie. Poczułam jego oddech na swojej szyi, nie mogłam powstrzymać reakcji swojego ciała i zadrżałam. Przejechał ręką w zadłuż mojego kręgosłupa. Jego ręką zniknęła pod moją sukienka. Zsunął częściowo moja bieliznę. Jego palce zagłębiały się w moje wnętrze.  Złapał mnie druga ręką w tali i przyciągnął do siebie. Jęknęłam czując ból od siniaków.
- Wróbelku było się słuchać to teraz byś nie cierpiała.- Wyciągnął że mnie palce. Nagle przed oczami zrobiło mi  się ciemno, a na twarzy poczułam delikatną tkaninę.  Zaczął mnie prowadzić w jakimś kierunki. Pchnął mnie, a ja upadłam na materac, który wcale nie był miękki. Pod palcami czułam śliski materiał. Zmusił mnie żebym się położyła, dłonie miałam skrępowane nad głową. Jestem przerażona. Czuje jak jego dłonie wędrują wzdłuż mojego ciała. Drgnęłam próbując się wyrwać.- Teraz ja cię ukaram.
    Strach był jedyną rzeczą jaką mogłam czuć. Ściągnął że mnie sukienkę, teraz zrozumiałam brak ramiączek. Czułam zimne powietrze na mojej nagiej skórze. Ugniatał moje piersi powodując ból w żebrach. Poruszyłam rękoma a lina krepująca mi w dłonie poraniła mi nadgarstki. Zimne dłonie zjechały niżej. Bez ostrzeżeń wsadził we mnie dwa palce, zaczął gwałtownie nimi poruszać. Nie mogłam nic poradzić na reakcje mojego ciała. W podbrzuszu czułam przyjemne mrowienie.  Byłam bliska spełnieniu. Zabrał palce i odwiązał linę krepująca moje nadgarstki. Ustawił mnie na ziemi. Słyszałam jak wyciąga coś z szuflady. Poczułam zimne ostrze na swoich plecach.
- Jesteś moja- powiedział, a czubek noża zanurzył się w mojej skórze powodując rozcięcie. Krzyknęłam głośno, ale to nic nie dało. Czułam ostrze znowu i znowu.- Będziesz teraz grzeczna?- Pokiwałam  twierdząco głów. Złapał mnie za włosy i pociągnął.- Odpowiadaj normalnie!!
- Tak, będę grzeczna.
- Nie można było tak na początku.- Jego głos na nowo stał się spokojny i delikatny.- Teraz cię przelecę. Stój jak stoisz. 
    Jego kroki rozniosły się po pomieszczeniu. Pasek od spodni uderzył o panele. Stałam w miejscu bojąc się wykonać najmniejszy ruch. Poczułam jego dłonie na mojej tali, zmuszał mnie do siadania. Kawałek po kawałku zanurzał się we mnie. W pewniej chwili się zatrzymał czując opór.
- Kłamałaś.- Jego słowa były ostre jak nóż.- Jednak niewinna.
Już nie tak powoli wszedł we mnie, a ból rozlał się po całym moim ciele jak za pierwszym razem. Podniósł się z łóżka nie rozdzielając naszych ciał.
- Oprzyj dłonie o ścianę.-Zrobiłam jak kazał. Poruszał się we mnie, a ból rósł z minuty na minutę. Poczułam jak dochodzi wewnątrz mnie. Rozwiązał mi oczy.- Ubierz się.- Podniosłam sukienkę z ziemi i ją założyłam.- Nauczę cię że kłamstwo nie popłaca. 
    Kolejne uderzenie i kolejna dawka bólu, który był już nieodłączny w moim świecie. Czasem było dobrze, ale jeden fałszywy krok i fundował mi spotkanie że swoimi osiłkami. Czasem to on wymierzał ciosy, albo rany. Chciałam umrzeć, ale nie było dla mnie litości. Byłam jego ulubioną zabawką.
    Stałam pod strumieniem gorącej wody i zmywałam z siebie zaschniętą krew. Ból przeszył moje ciało, kiedy gąbką dotknęłam jednej z ran na plecach.  Kolejny potok łez poleciał z moich oczu. Oparłam się o szklane drzwi kabiny i zjechałam po nich. Nie obchodził mnie ból, tylko to czułam. Podkuliłam nogi i zaniosłam się jeszcze głośniejszym płaczem. ‘ Dlaczego ja? Dlaczego to mnie spotkało? Co ja takiego zrobiłam?’- Każde z pytań w mojej głowie pozostało bez odpowiedzi. Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Stałam na zimnych kafelkach i ostrożnie wycierałam moje posiniaczone ciało. Na półce wykonanej z ciemnych płytek leżały czyste ciuchy. Z niechęcią spojrzałam na koronkowy zestaw bielizny i krótką sukienkę.  Przyszedł nowy dzień, więc nastał czas na kolejną falę cierpień. Splotłam rude włosy w warkocz. Tylko raz spojrzałam na swoje odbicie, na posiniaczoną i wychudzoną twarz. 
- Wyłaź już stamtąd.- Najpierw rozległo się głośne pukanie, a po chwili usłyszałam srogi i nieprzyjemny głos jednego z moich porywaczy. 
Wyszłam z małego pomieszczenia, które dawało mi względne poczucie bezpieczeństwa. Mężczyzna złapał mnie za ramię i poprowadził korytarzem na górę. Ledwo za nim nadążałam. Na schodach o mało co się bym nie wywaliła, gdyby nie to, że mnie trzymał.
- Uważaj jak łazisz, dziwko.
 Kiedyś bym odpyskowała, ale teraz nie miałam odwagi. Czym bardziej byłam nieposłuszna tym oni stawali się brutalniejsi. W duchu modliłam się o śmierć, ale żaden jeszcze nie pobił mnie do takiego stanu. Otworzył drzwi i wprowadził mnie do środka. Stałam na środku pokoju, przerażona patrzyłam na długie świece osadzone w świecznikach. Zastanawiałam się nad tym co na dzisiaj przygotował mój PAN. Tak kazał siebie nazywać. 
- Mój wróbelku.- Stałam sparaliżowana strachem.- Nie powinnaś zbierać tak ślicznych włosów.- Pociągnął mnie za warkocz odchylając moją głowę do tyłu. – Tak bardzo lubię twoje włosy.- Sprawnie rozplótł mój warkocz.- Nigdy więcej nie zwiążesz swoich włosów! Zrozumiałaś??
- Tak- wydukałam próbując się odsunąć. Pociągnął mnie za włosy i znalazłam się  w jego ramionach.
- Grzeczna dziewczynka.- Przyssał się do mojej szyi zostawiając na niej malinkę. Jego dłonie powędrowały do zapięcia mojej sukienki. Stałam tylko w samej skąpiej bieliźnie, a on dokładnie przyglądał się moim ranom. Przejechał palcem po podłużnej ranie na moich plecach. Z bólu upadła na kolana. – Wiem jak się pobawimy.


Stwierdzam, że przedawkowałam z Kingiem i Greyem i innymi kryminałami. Mam nadzieję, że wasza psychika za mocno się nie wypaczyła od tego rozdziału.

1/08/2014

Rozdział 3

Carrie 
    Drzwi zamknęły się za mną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie paliło się żadne światło oprócz miliona świec umieszczonych w kunsztownych świecznikach. Miałam odcięta drogę ucieczki. Przerażona stałam w miejscu, nic nie zmusiłoby mnie do poruszenia się.
- Podejdź tu- usłyszałam delikatny, a zarazem srogi głos. Pokręciłam przecząco głową nie mogąc wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku i nadal stałam w miejscu.- Przestraszyli cię? Chodź do mnie wróbelku.- Odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku.- Już nikt cię nie skrzywdzi. 
    Przed moimi oczami pojawił się mężczyzna około trzydziestki. Ciemne oczy jakby zjaśniały. Czarne włosy opadały mu na czoło. Kształtne usta wykrzywił lekki uśmiech. Ubrany w markowe jeansy i jasną koszulę prezentował się całkiem nieźle.- Carrie to twój porywacz.- Upomniałam się w myślach. Mężczyzna obszedł mnie dookoła uważnie się mi przyglądając. Przesunął ręką po moich włosach. Zadrżałam że strachu. 
- Ze mną jesteś bezpieczna. Może coś zjesz?- Pokręciłam głową na nie.- Jesteś niemową?- Teraz też zaprzeczyłam.- To odezwij się w końcu!- Jego głos był o kilka tonów wyższy. Pisnęłam przerażona odskakując w bok.- Jeżeli za chwilę nie usiądziesz będziesz miała się czego bać.- Szybko przeszłam przez pokój w stronę kanapy. Zaczepiłam się o dywan i leżałam jak długa. Już nie powstrzymywałam łez, pozwoliłam im płynąć. Mężczyzna ukląkł przy mnie i pomógł wstać. 
- Zostaw- wydukałam kiedy posadził mnie na kanapie.- Czego ode mnie chcesz?
- Wszystkiego co możesz mi dać wróbelku.
- Moi rodzice mają pieniądze proszę wypuść mnie.
- Ja też mam pieniądze.- Usiadł do stołu i zaczął jeść.- Mam dużo pieniędzy.
- Ja chce do domu.
- Od dziś to jest twój dom, a ty jesteś moja. Zrobię z tobą co ze chce.
    Skończył jeść o usiadł obok mnie. Czułam jego dłoń na moim kolanie, chciałam je zabrać, odsunąć się ale uniemożliwił mi to. Jego ręką wędrowała coraz wyżej pod sukienkę, którą kazali mi założyć. Wsadził mi dłoń między uda i zaczął gładzić ich wnętrze. Wiedziałam do czego zmierza. Jego palce co raz zahaczały o koronkę skąpej bielizny. Nie mogłam powstrzymać łez.
- Taka niewinna.- To akurat była nieprawda. Zaliczyłam swój pierwszy raz z byłym chłopakiem, któremu tylko o to chodziło.- Bo jesteś niewinna?- Pokręciłam przecząco głową. Drugą ręką złapał mnie za włosy mocno ciągnąc moja głowę do tylu.- Odpowiadaj normalnie.- Jego szept przy moim uchu był jak ciche warknięcie. 
- Nie jestem dziewicą- odpowiedziałam w nagłym przypływie odwagi.
- To jeszcze lepiej.- Nieznacznie rozsunął moje nogi. Poczułam jego zimne dłonie na moim pasie. Usłyszałam trzask pękającej koronki. Strzępy mojej bielizny wylądowały na podłodze. Instynktownie zacisnęłam nogi.- Nie stawiaj oporu bo pożałujesz.
- Zostaw mnie!  Ja nie chcę!- Poczułam mocne uderzenie na swoim policzku. Wstał z kanapy i podszedł do drzwi.
- Weźcie ją i nauczcie posłuszeństwa!!
    Wylądowałam na zimnej podłodze w piwnicy. Upadając obdarłam sobie dłonie i kolana. Doczołgałam się w kąt pomieszczenia jak najdalej od mojego oprawcy. Nie przeszkodziło mu to. Podszedł do mnie i złapał mnie za włosy wymierzając kolejny cios w moja twarz. Czułam metaliczny smak swojej krwi w ustach. Kolejne uderzenie tym razem w brzuch. Po następnej serii straciłam przytomność.
Louis
    Do kartonów pakowałem zawartość kuchennych szafek. Minął już tydzień, a my nadal nie mieliśmy żadnych wiadomości. Poczułem ucisk w gardle na sama myśl o tym co ci porywacze mogą z nią robić. Kartony powynosiłem do garażu tak jak i stare szafki. Podłogę w kuchni przykryłem folią i zacząłem skuwać kafelki. Fizyczna praca pozwalała na chwilę odpoczynku od dręczących mnie myśli.
- Louis- usłyszałem głos pana Allena. Przerwałem swoją pracę. Spojrzałem na mężczyznę blada twarz i podkrążone oczy. Zyska nowe dziecko tracąc ukochaną córkę.- Szukam Sophie.
- Wyszła- oznajmiłem.- Coś przekazać?
- Chodzi o ta wycieczkę. Wylot jest jutro może Sophie będzie chciała pojechać i zabrać kogoś?
- Nie sądzę, właśnie wywiesza plakaty że zdjęciem Carrie.
- Widziałem je jak jechałem. Może ty je chcesz weźmiesz kumpla czy dziewczynę.- Widać że chciał się pozbyć tych biletów. Pokręciłem przecząco głową.- Remontujesz kuchnię?
- Mama narzekała, że szafki już stare i płytki się sypią.- To była moja wymówka.
- Od dwóch lat narzekała na nią, chciałem wysłać już swoich ludzi.- Rozejrzał się po wnętrzu.- Pomóc ci?
- Jasne, czemu nie? - Jak mi to pomagało to czemu by nie jemu. Rzucił swoją marynarkę na kanapę w salonie i podwiną rękawy swojej koszuli. Zabrał się do pracy.
    W tydzień obaj skończyliśmy remont kuchni. Pan Allen przychodził codziennie i mi pomagał. Po skończonej pracy usiedliśmy w salonie by opić nową kuchnię.
- Wiadomo coś?
- Nie. To już dwa tygodnie a oni nie mają żadnych poszlak. Kompletnie nie wiedzą gdzie ona jest.
- Nikt nie zgłosił się z zadaniem okupu? 
- Nie. - Pan Allen wziął głęboki oddech.- Pracują nad taką sprawą. Z całego kraju giną dziewczęta w wieku Carrie. Żadnej z nich jeszcze nie znaleziono ani żywej ani martwej. Bóg jeden wie gdzie ona teraz jest i co z nią robią.- Zobaczyłem łzy w jego oczach.- Moja mała córcia. Jak mogę pokochać to dziecko jeżeli ma mi zastąpić Carrie. 
- Niech pan tak nie myśli, znajdą ją.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.- Mężczyzna posłał mi słaby uśmiech.- Jak tu skończysz tą akademię nie bądź takim policjantem jak całą reszta.
- Obiecuję.
Pan Allen wyszedł, a ja wróciłem do swojego pokoju. Wziąłem do ręki jedyne zdjęcie tego małego rudzielca i powiedziałem.
- Znajdę cię. Nawet jeżeli będzie to ostatnia rzecz jaką zrobię.

1/01/2014

Rozdział 2

Louis
    Siedziałem w salonie, kiedy zobaczyłem na fotelu jeansową kurtkę Carrie. Złapałem ją i wybiegłem za przyjaciółką mojej młodszej siostry. Nie widziałem jej już na naszej ulicy. Szybko się porusza nawet w tych swoich butach na obcasie. Przeczesałem palcami włosy i zacząłem iść w kierunku jej domu. Zobaczyłem odjeżdżającego vana, a na chodniku leżała materiałowa torebka Carrie. Wszędzie bym ją poznał bo do paska miała poprzyczepiane różne miśki. Wziąłem ją do ręki i rozejrzałem się po okolicy. Nigdzie nie było widać tego rudzielca. 
- Carrie- krzyknąłem na cały głos, ale nikt mi nie odpowiedział. Wyjąłem swój telefon i zadzwoniłem do rodziców dziewczyny. – Dzień dobry jest tam może Carrie?
- Nie jeszcze nie doszła. Louis ona wychodziła od was.- Odpowiedział mi jej tata, w jego głosie można było wyczuć strach.- Coś się stało?
- Znalazłem jej torbę na chodniku.
    Wszyscy siedzieliśmy w naszym małym salonie. Mama Carrie płakała wtulona w naszą, Sophie siedziała na fotelu okryta kocem, kolana miała podkulone pod samą brodę. Widziałem łzy na jej twarzy. Pan Allen rozmawiał z policją. Patrzyłem na to wszystko ale w niczym nie brałem udziału. W mojej głowie toczyła się mała wojna. Fakt przeczył faktowi. 
  Po pierwsze Carrie wyszła od nas.
  Po drugie wracała do domu, drogą, którą chodziła już z milion razy.
  Po trzecie jej kurtka.
  Po czwarte torebka na chodniku. 
    Gdzieś umknął mi jakiś fakt. Intensywnie myślę nad tym co zobaczyłem.  Wiem, że gdzieś blisko jest odpowiedź, brakujący fragment układanki. Dostaję olśnienia.
- Van- mruknąłem  cicho.- Widziałem samochód, czarnego vana jak odjeżdżał, taki sam stał pod naszym domem jak wróciłem.
    Każda głowa odwróciła się w moją stronę. Podałem markę, kolor i numery tablic rejestracyjnych.  Państwo Allen szykowali się do wyjścia. Widziałem smutek na ich twarzach. Ja też jestem smutny i przygnębiony. Znałem Carrie od dziecka była dla mnie jak siostra. Nie do końca jak siostra bo ona nie wydawała mi się irytującym krasnalem, którym była Sophie. Była kimś więcej, ale nadal nie umiałem określić kim. Wszyscy już wyszli. Policja i rodzice Carrie. W domu zapanowała cisza. Podszedłem do fotela i wziąłem na ręce śpiącą Sophie. Zaniosłem ją do pokoju. Zszedłem do kuchni gdzie była moja mama.
- Biedni państwo Allen- stwierdziła.- Komu zawinili, nikomu winni ludzie.
- Nie wiem mamo- powiedziałem. Oparłem się o szafkę w kuchni. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Stara zaniedbana kuchnia, którą mógłbym odnowić, ale mi się nie chciało. Dlaczego pomyślałem  o tym teraz, przecież widuję to miejsce codziennie. Tylko, że teraz chcę myśleć o czymś innym niż Carrie.
- Idź się połóż ja pozmywam.- Posłuchałem jej rady. Poszedłem na górę. Położyłem się do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, a ona była jedyną myślą w mojej głowie. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły z głośnym skrzypnięciem, do środka weszła Sophie.
- Mogę spać z tobą?- zapytała. Jej głos był tak cichy i ochrypły, słychać w nim było wszystkie łzy, które wylała dzisiejszego dnia.- Boję się, że coś jej zrobią.
- Kładź się i nie gadaj takich głupot. Kto mógłby skrzywdzić naszą Carrie.- W ciemnościach widziałem jej oczy. Ten błękit od którego biło tyle smutku.
- Ja wiedziałam- szepnęła po cichu.- Coś do niej czujesz, prawda?
- Prawda, jest dla mnie jak siostra.- Uciszyłem ją spojrzeniem. Ona nie miała prawa odgadywać moich uczuć, zanim ja ich nie poznałem. Wiedziałem, że to zrobi. 
Carrie
    Leżałam na zimnej podłodze, wokół mnie była tylko ciemność. Ręce i nogi miałam skrępowane. Jak tylko próbowałam nimi poruszyć, lina je raniła. Przymknęłam powieki. Nie czułam nic oprócz strachu i bólu. Drzwi się otworzyły, a na moją twarz padły promienie jasnego światła. Zmrużyłam  oczy, które przyzwyczaiły się do ciemności. 
- Patrz nasza ptaszynka się obudziła- usłyszałam czyjś głos. Wiedziałam, że nigdy go nie słyszałam.
- Czego ode mnie chcecie?- spytałam siląc się na tyle wrogości ile dało się wykrzesać.
- Wszystkiego. Pieniędzy, ciała.- Odpowiedział ten drugi. Przesunął dłonią po moich włosach, złapał za ich końce i pociągnął do tyłu.- Ta powinna się nadać. Zróbcie coś z jej wyglądem i zabierzcie do szefa. 
    Jeszcze dwóch weszło do środka. Podnieśli mnie za ręce. Jęknęłam w proteście, ale oni nic sobie z tego nie zrobili. Jeden rozciął mi linę na nogach, tak że mogłam normalnie iść. Prowadzili mnie przez wilgotną piwnicę w stronę schodów.  Piętro wyglądało inaczej niż to co widziałam. Pięknie umeblowane, z wyczuciem i klasą. Nie miałam siły, ani ochoty na podziwianie wystroju. Prowadzili mnie w stronę jakiś pokoi. 
Siedziałam w wielkiej wannie. Zostałam umyta, nakarmiona i przebrana w czyste ciuchy. Wokół mnie kręciły się jakieś kobiety, żadna z nich nie powiedziała ani słowa od chwili kiedy tutaj zostałam wprowadzona. Patrzyły na mnie z litością ale tez z ulgą. Po paru godzinach ktoś po mnie przyszedł.  Stałam sparaliżowana strachem. Mężczyzna pociągnął mnie za rękę. Nie wiedział co to delikatność.  Prowadził mnie przez resztę rezydencji. Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drzwiami. Widziałam jak mięśnie mojego oprawcy napinają się. Sam się bał tego co kryją drzwi. Otworzyły się, a ja zostałam wepchnięta do środka…