Carrie
To już
dzisiaj. Jest dwunasty sierpnia, czyli moje urodziny. Zrobiłam niezadowoloną
minę zapinając zamek brązowych sandałków na wysokim obcasie. Rude włosy
splotłam w długiego kłosa. Wyszłam z łazienki pokazując się Sophie.
Przyjaciółka uważnie przyjrzała się czarno-brązowej sukience, którą sama mi
wybrała i uśmiechnęła się z aprobatą.
- Po co mi
ona?- spytałam po raz który dzisiejszego dnia.- Nie będzie nikogo oprócz moich
rodziców, ciebie, Nicka, Louisa i waszej mamy. Po co mam się tak stroić.
- Bo to twoje
urodziny. Powinnaś dobrze wyglądać.
Jej argumenty powalają mnie na kolana. Nie miałam zamiaru się z nią kłócić. Zniecierpliwiona machnęła na mnie ręką każąc wyjść z pokoju. Z mojego azylu. Zeszliśmy na
dół gdzie czekali już wszyscy. Niepewnie patrzyłam na uśmiechnięte twarz.
Wiedziałam, że to moi bliscy, ale i tak czułam strach. Spojrzałam na stół gdzie
stał tort, z dwudziestoma dwoma świeczkami. Paliły się jasnym płomieniem. Odsunęłam się gwałtownie. Z chaosu w mojej
głowie zaczęły się wyłaniać wspomnienia.
Migawki tych strasznych dni, bólu który towarzyszył mi każdego dnia.
Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z domu. Biegłam dobrze znanymi ulicami,
ale czułam się jak w obcym miejscu. Zatrzymałam się na końcu ulicy łapiąc
oddech. Odwróciłam się i zobaczyłam postać biegnąca w moim kierunku.
Jej argumenty powalają mnie na kolana. Nie miałam zamiaru się z nią kłócić. Zniecierpliwiona machnęła na mnie ręką każąc wyjść z pokoju. Z mojego azylu.
- Carrie
zaczekaj.- Głos Louisa sprowadził mnie znad skraju szaleństwa. Wspomnienia
blakły i chowały się po zakamarkach mojego umysłu.- Co się stało?- Była
zamknięta w bezpiecznym uścisku jego silnych ramion.
- Świeczki-
wydukałam.- Co roku w moje urodziny były świeczki.
- Ja wiem- przerwał.
Odetchnęłam z ulgą, że nie muszę wracać do tych chwil.- Wiem o wszystkim. –
Dotknął mojego policzka, zaczął się bawić piórkowymi kolczykami. Ogarnął mi
włosy z czoła i złożył na nim delikatny pocałunek.
- Czemu nie przyjeżdżałeś? – spytałam odsuwając
się do tyłu. Musiał mnie puścić.
- Chciałem
nabrać do tego wszystkiego dystansu, żeby patrzeć na ciebie tak jak powinienem.
- Czyli jak?-
Nie chciałam aby mój głos brzmiał tak ostro, ale jego słowa wywołały u mnie
wściekłość.
- Jak na
przyjaciółkę mojej siostry.
- No tak
jestem dla ciebie tylko dzieckiem.- Wyszarpnęłam rękę, którą trzymał w uścisku.
Zacisnęłam usta w wąską linię i próbowałam się uspokoić.
- Carrie nie
jesteś dzieckiem. Zrozumiałem to bardzo dobitnie, wtedy na balu.- Spojrzał na
mnie tak jakoś inaczej. Ból w jego oczach był tak bardzo widoczny, ta bardzo
dotkliwy.- Jesteś tak piękna, krucha i delikatna, a zarazem silna i odważna.
Tyle razy tamtego wieczoru pragnąłem cię pocałować, ale kim ja jestem? Zwykłym
policjantem, nie mogę ci nic dać oprócz góry problemów. Jestem nikim, a na
pewno nie jestem kimś kto zasługuje na ciebie.
- Przestań.
Nie mów tak.- Czy w tym moim na nowo zbudowanym świecie jest miejsce na miłość,
na bliskość, której się boję.- To ja jestem największym problemem. Nie umiem
być blisko nawet ciebie.- Uśmiechnęłam się krzywo.- Dziewczyna, która boji się
uczuć, bliskości się zakochała.
- Coś ty
powiedziała?- Złapał mnie za ramiona.
- Byłam w
tobie zakochana już wtedy, trzy lata temu. Podobałeś mi się, ale byłeś starszy
i co najgorsze byłeś bratem Sophie.
- Poczekaj.
Nie rozumiem co ty do mnie mówisz.
- Mówię po
chińsku.- Zirytowana warknęłam na niego.- Kocham cię idioto.
Roześmiał się
biorąc mnie w ramiona. Całował moje czoło, policzki mokre od łez, włosy,
piegowaty nos i nawet usta. Pocałunki były krótkie, szybkie i delikatne jak
muśnięcia motyla.
- Ruda czego
beczysz?
- Bo jesteś
idiotą Tomlinson.- Wyrwałam się z jego ramion wściekła do granic możliwości. On
nie powiedział, że mnie kocha, że odwzajemnia moje uczucia. Odwróciłam się, a
on złapał mnie za nadgarstek. Obrócił i przyciągnął do siebie.
- Zawsze tak szybko odchodzicie, człowiek nie
ma czasu poukładać sobie myśli w głowie.- Niebo zaszło chmurami, a my
poczuliśmy pierwsze krople zimnego deszczu. Chciałam pobiec do domu.-
Powiedziałem, żebyś zaczekała.- Znowu mnie obejmował w tali.- Lubię jak się
złościsz, oczy masz prawie czarne ciężko wtedy odróżnić źrenice od tęczówek.
Uwielbiam patrzeć jak rysujesz. Jak się skupiasz marzysz tak czoło. Lubię twoje
włosy, są jak prawdziwy ogień. Uwielbiam w tobie wszystko. Długie palce,
delikatne dłonie, piegi na nosie, tą bliznę na brodzie, której dorobiłaś się na
rowerze. Jestem zakochanym idiotą.
- Dobra, a co
to ma do rzeczy.
- Ruda!-
Mimowolnie się uśmiechnęłam słysząc to przezwisko.- Nie lubiłem tego faceta, z
którym spotykałaś się w liceum. Jak się rozstaliście to ja obiłem mu gębę.
- Nadal cię
nie rozumiem.
- Niezdarnie
próbuję powiedzieć, że cię kocham. Od początku, od dzieciństwa. Nie
przychodziłem tylko dla fortepianu, ale i dla ciebie.- Objął moją twarz w
dłonie, wcale nie zwracał uwagi na padający deszcz.- Teraz cię pocałuję.
Nie było
strachu tylko rozkosz. Czułam smak jego ust i deszczu, moich łez. Powoli, nie
spiesząc się pozbawiał mnie tchu. Rękę trzymałam na jego piersi, czując pod
palcami szybko bijące serce. Biło tak samo szybko jak moje. Ciepły dotyk jego
palców na mojej twarzy i szyi. Tyle
doznań, a wszystkie składały się na tych kilka magicznych chwil.
Zapraszam na blogi które piszę ze Skyfallgirl:
zajefajny rozdział normalnie CUDO czekam nn :) Weny :D
OdpowiedzUsuń~ Horanowa ;**
Jej tyle na ten moment czekałam :) i jest a tak w ogóle juz na koniec t i świetny rozdział:*
OdpowiedzUsuńKasia
Aww..;3
OdpowiedzUsuńNo w końcu się doczekałam.!!!!
Świetny rozdział.^^
Teraz będą se ze sobą chodzić.:)
Czekam na następny.;)
Weny.:**
To jest moje ulubione opowiadanie!!! Mówię poważnie przepraszam ze teraz dodaje komentarz lecz jestem trochę leniwa :) dziękuję ci ze piszesz tą historię a rozdział jest najlepszy :* czekam na następny :) Kasia :*
OdpowiedzUsuńBoże cudownie! Jak ja się cieszę, że w końcu wyznali sobie miłość! :) Zajebiście!
OdpowiedzUsuń