3/05/2014

Rozdział 11

Louis
    Kac. Tego mogłem się spodziewać po tak dużej ilości alkoholu wypitego wczorajszego dnia. Z miną męczennika poszedłem otworzyć drzwi. Wszystko byle w końcu ten dzwonek przestał dzwonić. Za drzwiami stała moja siostra. Od rana wkurzona z niewiadomo jakiego powodu, do tego przyszła mnie dręczyć. 
- Odwiozłeś ją do domu.- Jej słowa były oskarżeniem godnym Sądu Najwyższego. 
- Popełniłem jakąś zbrodnię?- Spytałem idąc do kuchni. Marzyłem o kawie i jeszcze paru godzinach snu.
- Ja tu ci załatwiam randkę, a ty po prostu odwozisz ją do domu.- Zmroziła mnie wzrokiem.
- O ile sobie przypominam, dwa miesiące temu twoja przyjaciółka, z którą mnie umówiłaś była więziona przez psychola, który ją wykorzystywał. Nie jestem pewien czy całowanie jej byłoby odpowiednie. – To była całkiem dobra wymówka.
- Czy ja każę wam iść od razu do łóżka?- Chyba nie oczekiwała mojej odpowiedzi na tak niedorzeczne pytanie. – Louis ona ci się podoba. Przez trzy lata nie spojrzałeś na inną dziewczynę, myśląc tylko o Carrie.- Wściekły odstawiłem Kunek kawy na kuchenny blat. Czarna, smolista ciecz rozlała się. Spojrzałem na siostrę.
- I co z tego?! Co z tego, że mi się podoba. Co jej mogę dać? Samotne noce kiedy będę na akcjach? Ciągły strach? Chyba za dużo miała go w swoim życiu. Sophie ona zasługuje na księcia, bogatego faceta, który zapewni jej życie w luksusie takie jakie dotąd prowadziła. – Rozejrzałem się po małym mieszkaniu.- To mogę jej dać. Ona nie pasuje do mojego świata. Jest za delikatna.
- I tu się mylisz.- Stała naprzeciwko mnie, nie kuliła się pod moim srogim spojrzeniem jak inni. Tylko Sophie umiała stanąć ze mną twarzą w twarz kiedy byłem rozjuszony. Jej ciche i spokojne słowa, były zawsze głośniejsze niż moje krzyki.- Jest silna, silniejsza niż zdajesz sobie sprawę. Znam ją. Nie ważne jak się zmieniła, nadal będzie moją przyjaciółką. Wiem też, że szczeniackie zauroczenie przerodziło się w coś innego. To ty się boisz. 
- Wyjdź.- Ostry rozkaz, który wydobył się z moich ust.- Po prostu wyjdź. Nie wiesz co czuje. 
- A ty nie możesz wiedzieć co jest dla niej dobre.
- A ty niby wiesz? Sophie zajmij się swoim życiem, a nie moim i Carrie.
    Wyszła trzaskając drzwiami. Wściekły wstawiłem kubek do zlewu. Zrobiłem to z użyciem zbyt dużej siły. Rozpadł się na kilka kawałków. Wyrzuciłem brązowe skorupy. Po co komu kawa, wystarczy Sophie Tomlinson do podniesienia ciśnienia.  Ubrałem się w dres i poszedłem pobiegać.
TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Carrie
    Koszmary mnie nie opuszczały nie ważne ile czasu spędziłam na wolności. Mój krzyk rozniósł się po pokoju. Podniosłam się na łóżku. Z trudem łapałam powietrze ogarnięta paniką. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a do środka razem ze snopem jasnego światła wszedł mój tata. Przywarłam do niego całym ciałem, łapiąc się go jak kotwicy. 
- On chciał mnie skrzywdzić- wyrzuciłam z siebie między atakami płaczu.
- Już cie nie skrzywdzi. Już tego nie zrobi. 
    To była jak mantra, którą słyszałam każdej nocy. Tata powtarzał te słowa jakby miały dogonić potwora z dziecięcych koszmarów. Ale ten potwór, o którym śniłam był prawdziwy. Istniał w rzeczywistości. 
    Był już sierpień, to już cztery, nie pięć miesięcy odkąd jestem wolna. Zbliżały się moje urodziny, a za kolejne dwa miesiące pójdę na studia. Czasem mam wrażenie, że moje życie nigdy nie uległo zmianie. Tak jakby te trzy lata po prostu się nie wydarzyły, były złym snem. Przychodzi jednak czas kiedy rzeczywistość jest ostra jak nóż i daje o sobie znać. Mój świat ciągle się zmienia. Louis przychodzi co raz rzadziej, praktycznie wcale. Staram się ignorować gulę w gardle i palący ból w sercu. Powstrzymują łzy, które napływają mi do oczu. Bardzo za nim tęsknię. 
    Usiadłam na drewnianym tarasie i położyłam sobie zeszyt na kolanach. Chciałam coś na rysować, ale w głowie miałam pustkę. Odchyliłam głowę w kierunku słońca. Słyszałam śmiech dochodzące z nad basenu.
- Carrie może do nas dołączysz?- Na trawniku pojawił się mój tata ubrany tylko w krótkie spodenki. Z jego włosów ociekała woda, a w ręku trzymał pistolet na wodę. Upał był nie do zniesienia więc ich zabawa była oczywista. Pokręciłam przecząco głową i posłałam mu krzywy uśmiech.- Nie siedź za długo na słońcu.
- Dobrze tatusiu. 
    Ubrana byłam tylko w krótkie, jeansowe spodenki i koszulkę na cienkich ramiączkach. Bezlitosne promienie słoneczne paliły skórę na moich chudych ramionach. Westchnęłam cicho i wróciłam do domu. Szłam na górę oglądając kolekcję zdjęć wiszącą na ścianie. Mama i tata podczas ślubu, ja zaraz po urodzeniu, ja i Sophie na przyjęciu urodzinowym, kilka zdjęć Zoye. Na każdej fotografii roześmiane twarze. Zostawiłam obrazy rodzinnego szczęścia i poszłam do swojego pokoju. 
    Z głośników leciała muzyka, na kolanach trzymałam laptopa. Przeglądałam oferty akademików. Dojazd od nas do centrum zajmował dwie godziny, nie chciałam tak dojeżdżać każdego dnia. 
- Masz lemoniadę.- Do pokoju weszła mama ze szklanką wypełnioną żółtym płynem. Usiadła obok mnie i spojrzała w komputer.- Akademik.
- Tyko na okres studiów. Wiesz dojazdy mnie wykończą.
- Pomyślimy o tym.- Poczochrała mnie ręką po głowie i wstała.- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taka dorosła.
Uśmiechnęła się do mnie i wyszła.  Tak, mój świat się zmienia, bo ja się zmieniłam. Widzę tą różnicę bardzo wyraźnie. Jestem inna.

3 komentarze:

  1. więęęęęęęęęęcej Lou bo zabiję

    OdpowiedzUsuń
  2. LOU ! Idioto ! Ja cię zabije !
    Jesteś Głupiiii

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, nie wiem jak to się stało, że nie wiedziałam o tych rozdziałach, zaraz nadrabiam zaległości. Rozdział fajny ale nie podoba mi się to, że Louis przychodzi do niej tak rzadko.

    OdpowiedzUsuń