Carrie
Siedziałam na
kanapie w małym salonie u Louisa. Po rozmowie z rodzicami czułam się lepiej,
chociaż ominął mnie tort. Lou podał mi kubek z herbatą. Zaciągnęłam się
delikatną wonią malinowej herbaty.
- Moja
ulubiona- powiedziałam uśmiechając się.
- Wiem.-
Louis opierał się o parapet i patrzył na mnie.- Co teraz?
- Nie wiem.
Nie potrafię być jak inne dziewczyny.
- Nie chce
zwyczajnej dziewczyny, chcę tylko ciebie.
- Wystarczy
ci to co mogę na razie ci dać?
- Oczywiście,
że tak. O ile pozwolisz się od czasu do czasu się pocałować.
- Z tym nie
ma problemu.- Oboje się roześmialiśmy.
- Mam dla
ciebie prezent.- Z kieszeni swoich spodni wyjął białą kopertę i mi ją w ręczył.
W środku były bilety do kina na maraton komedii romantycznych.- Kupowałem w
ostatniej chwili.
- Wybaczę,
jeżeli pójdziesz ze mną.
- A miałem
nadzieję, że Sophie będziesz tym męczyć. – Oboje się roześmialiśmy. To było tak
wspaniałe, że aż nierealne.- Na pierwszą randkę chciałem cię zabrać na coś
lepszego niż stare komedie.
- Będzie
fajnie.
- Z tobą
zawsze.- Uśmiechnęłam się szeroko słysząc jego słowa.- Zapomniałbym, uwielbiam
twój uśmiech. Jest wręcz cudowny i czasem mam wrażenie, że zarezerwowany tylko
dla mnie.
- Bo on jest tylko dla ciebie.
Louis
Obserwowałem
jak śpi na poduszkach mojej kanapy. Najpierw przykryłem ją kocem, a później
zaniosłem do mojej sypialni. Położyłem ją na moim łóżku. Wyglądała tak
spokojnie. Dotknąłem ustami jej czoła i poszedłem pod prysznic. Stałem owinięty
tylko ręcznikiem, kiedy usłyszałem jej krzyk. Wybiegłem z łazienki, a z komody
wziąłem broń. W mojej sypialni szukałem złodzieja, porywacza, oprawcy, który ją
obudził.
- Po co ci
broń?- spytała jeszcze bardziej przerażona.
- Myślałem…
Krzyczałaś, nikogo tu nie było?
- To tylko
koszmar. Zaraz zgubisz ręcznik.
-
Przepraszam.- Wycofałem się do łazienki, złożyłem spodnie od piżamy i wróciłem
do mojej sypialni.- Chcesz porozmawiać?
- O czym
Louis?- Znowu znajdowała się za tym swoim murem.
- O
koszmarze.
- Znasz go
bardzo dobrze. Wpakowałeś go do więzienia.- Blady uśmiech pojawił się na jej
ustach.- Jak ja się tutaj znalazłam?
- Przeniosłem
cię, kanapa jest niewygodna.
- A ty gdzie
planowałeś spać?
- Na kanapie.
- Przecież jest niewygodna.
- Przecież jest niewygodna.
- Tak, ale
gdzieś spać muszę.
Rozejrzała
się po pokoju. Duży on nie był podwójne łóżko stojące pod ścianą, szafa, stary
fotel i stolik nocny. Przejechała ręką po miękkiej narzucie i delikatnie się
uśmiechnęła. Mój zaspany aniołek.
- Jeżeli dasz
mi coś w czym mogę spać odstąpię ci pół łóżka.- Jej głos był strasznie sztywny.
Miałem wrażenie, że nie jest tego pewna.
- Ja naprawdę
mogę się przespać na tej kanapie.
- Louis
przestań. Dasz mi jakąś koszulkę?
- Oczywiście.
Wstałem i
podszedłem do szafy. Wyjąłem jej jedną z moich koszulek, jeszcze z czasów
akademii policyjnej. Pokazałem Carrie gdzie jest łazienka. Leżąc na łóżku
czekałem na dziewczynę. Moja koszulka była wręcz idealna dla niej. Zakrywała
jej tyłek i była trochę za szeroka. Położyła się obok mnie na łóżku.
- Dobranoc-
powiedziała. Spała na samym krańcu tego łóżka.
- Tak to
tylko spadniesz.- Objąłem ją w tali i przyciągnąłem bliżej siebie. Czułem jak
jej mięśnie się napinają. – To tylko ja.
- Wiem.
Starałem się
jej nie dotykać. Leżałem w jednym miejscu próbując zasnąć. Wsłuchiwałem się w
jej spokojny oddech. Przysunęła się bliżej mnie i przytuliła. Objąłem ją
ramieniem i zasnąłem.
carrie pokonuje strach . jak slodko <3
OdpowiedzUsuńpiekny
jaki słodki <3
OdpowiedzUsuńJestem bardzo dumna z naszej Carrie, cieszę się że powoli dochodzi do siebie. Louis z bronią był świetny :)
OdpowiedzUsuńSuper cudowny.. kocham twoje opowiadanie .. Carrie pokonująca strach to jest to !! wspomnieniablog.blogspot.com
OdpowiedzUsuń