12/27/2013

Rozdział 1

Cztery lata wcześniej
    Siedziałam w salonie mojej przyjaciółki, rozmawiałyśmy o  naszej wspólnej wycieczce do Florencji. Obie już byłyśmy po wstępnych egzaminach na studia. Frontowe drzwi się otworzyły, a do środka wszedł starszy brat Sophie. Wysoki brunet o cudownych niebieskich oczach. Automatycznie poprawiłam włosy. Obserwowałam jak ściąga swoje trampki i skórzaną kurtkę, którą rzucił na wieszak. Nie zwrócił nawet uwagi, że spadła na ziemię. Usiadł między nimi i z moich kolan zabrał miskę wypełnioną popcornem.
- Zrób sobie sam- powiedziała moja przyjaciółka zabierając mu miskę.- Idiota- skwitowała wstając z kanapy.- Carrie chodźmy do mnie.
    Niechętnie wstałam z kanapy i poszłam za przyjaciółką. Musiałam nieźle manewrować między nogami chłopaka, które ułożył na stole. Byłam raczej typem niezdary i ciamajdy. Zaczepiłam się o kapeć leżący na podłodze i wylądowałam na kolanach Louisa. 
- Wiedziałem, że na mnie lecisz, ale że aż tak.- Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Wstałam z jego kolan i tym razem szybko przeskoczyłam oparcie kanapy.- Przynajmniej miałem ładne widoki.-  Louis z otwartą buzią patrzyła na mój tyłek odziany tylko w kuse, jeansowe szorty.
    Byłam niskim, chudym rudzielcem o długich nogach i strasznie jasnej cerze. Byłam chorobliwie blada, chociaż na mojej twarzy non stop pojawiał się rumieniec. Cholernie często się rumieniłam, nawet z błahych powodów. Rzuciłam mu ostre spojrzenie i poszłam na górę do przyjaciółki. No tak moje oczy. Jedyna rzecz jaka mi się we mnie podobała to duże ciemnoniebieskie, wręcz granatowe oczy otoczone długimi rzęsami, których nawet nie musiałam malować. Usiadłam na łóżku krzyżując nogi. Przerzuciłam włosy przez ramię i zaczęłam pleść sobie warkocz.
- Musimy iść na zakupy- oznajmiała mi Sophie. Moja przyjaciółka była zupełnym przeciwieństwem mnie. Wysoka, długonoga blondynka o krągłościach w odpowiednich miejscach. Duże niebieskie oczy dodawały jej jeszcze większego uroku. Była pyskata i odważna. Umiała rozmawiać z każdym, było to efektem posiadania starszego brata, którego umiała sobie podporządkować. No prawie.
- Dobra, mama dała mi swoją kartę- oznajmiałam.- Mogę sobie kupić co chcę.
- Ale tobie dobrze.- Między nami była jeszcze jedna różnica. Ja byłam jedynaczką rozpieszczaną prze rodziców i dziadków. Dawali mi wszystko co chciałam. Sophie nie miała takiego szczęścia i bogatych rodziców.
- Przestań, przecież obie idziemy na wielkie zakupy.- Uśmiechnęłam się do przyjaciółki. Z kieszeni moich spodni wyjęłam iPhona, który musiał się rozdzwonić.- Cześć mamusiu.
- Carrie skarbie, przyszłabyś do domu musimy ci coś powiedzieć?
- Będę za piętnaście minut, jestem u  Sophie. – Wstałam z łóżka i podtrzymując ramieniem telefon zbierałam swoje rzeczy.- Coś się stało?
- Nie córeczko, chcemy tylko porozmawiać- usłyszałam głos taty.
Rozłączyłam się i telefon z powrotem trafił do kieszeni. Pożegnałam się z przyjaciółką i zbiegłam na dół. Usiadłam na szafkę w przedpokoju i gimnastykowałam się ze sznurkami moich sandałów. Zeskoczyłam z szafki i zachwiałam się na obcasach. Udało mi się prosto ustać na nogach.
- Dowidzenia pani Tomlinson- krzyknęłam.- Cześć Louis. 
    Znalazłam się na zalanej słońcem ulicy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i ruszyłam w stronę do domu.  Skręciłam w kolejna uliczkę kiedy przy chodniku zatrzymał się czarny mini van. Zanim zdążyłam się zorientować wciągnęli mnie do środka. Torba spadła mi na ziemię. Chciałam krzyczeć, ale przyłożyli mi coś do twarz. Odpłynęłam czując ostry zapach.

12/20/2013

Prolog



~~***~~

Obudziłam się, a jęk przerażenia wydobył się z moich ust. Otworzyłam oczy by odgonić złe sny, po chwili je zamknęłam. Przed moimi oczami na nowo jak film przetoczyły się wspomnienia tamtych strasznych miesięcy. Znowu otworzyłam oczy. Spojrzałam w stronę okna gdzie na parapecie w stożkowym flakoniku z przezroczystego szkła stał goździk. Dokładnie przyjrzałam się ciemnozielonej łodyżce z cieniutkimi listkami i kwiatu z pomarańczowymi płatkami, tak bardzo jasnymi i delikatnymi. Widok kwiatu przypomniał mi, że tamte chwile już minęły i nigdy nie wrócą, będą tylko odtwarzane w mojej głowie od nowa każdego dnia. Wtedy poczułam uścisk jego ramion na mojej tali. Leżał obok mnie i spokojnie spał jak zwykle przytulony do mnie, chociaż na moim jednoosobowym łóżku inaczej się nie dało on i tak w nocy nie wypuszczał mnie z objęć. Odwróciłam się i schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Zaciągnęłam się jego zapachem próbując się uspokoić. Louis pogłaskał mnie po rudych włosach i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Jakby to było jeszcze możliwe.
- Zły sen? -spytał ciągle głaszcząc mnie po głowie. Pokiwałam głową nadal się do niego tuląc.- To tylko sen.
- Wiem- powiedziałam, a mój głos był cichy i stłumiony. To już były tylko złe sny, ale kiedyś to była moja rzeczywistość, która będzie towarzyszyć mi do końca życia. Nie ważne ile razy spotkam się z psychologiem i jak bardzo Louis będzie starał się przywrócić mi normalne życie, to zawsze będzie we mnie. Cień w umyśle, który przysłania światło. Wzięłam jeszcze jeden głęboki oddech próbując opanować strach. Poczułam jak Louis mnie całuję w czoło. Naciągnął na nas kołdrę i zaczął cicho nucił jakąś  melodię. Powieki zaczęły mi ciążyć, a sen  
przyszedł bardzo szybko.