4/16/2014

Rozdział 17

Louis
Szykowała się kolejny nudny patrol. Razem z Nickiem wsiadłem do radiowozu. Patrolowaliśmy ulice jednej z dzielnic Londynu. Usłyszeliśmy alarm, a później strzały. Zaparkowałem samochód i poszliśmy sprawdzić co tam się dzieje. W jednej chwili zobaczyłem jak ktoś celuje do mojego partnera. Nie myślałem o nikim oprócz mojej siostry i ich nienarodzonym dziecku. Odepchnąłem go na bok. Czułem jak kula wbija się w moje lewe ramię. Nie zważając na ból podniosłem swoją broń do góry i trafiłem jednego z włamywaczy. Opadłem na ziemię, krew przesiąkła przez jasny materiał mojej koszulki barwiąc ją na szkarłatno. Powoli traciłem świadomość. Usłyszałem jeszcze syrenę policyjną, kilka strzałów i straciłem przytomność…
Carrie
Po wyjściu Louisa sama wstałam z łóżka. Wzięłam długi prysznic i ubrałam się w dresy.  Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam rysować. W tle grała cicha muzyka. Z mojego własnego świata wyrwał mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Tak Nick?
- Louis jest w szpitalu, został ranny na służbie. Zaraz podjedzie po ciebie radiowóz i zawiezie do szpitala.
Świat usuwał mi się spod nóg. Założyłam trampki i swoją kurtkę. Chodziłam po chodniku czekając na ten głupi samochód. W końcu podjechał. Niecierpliwie czekałam, aż w końcu dojedziemy. Szybko pokonywałam kolejne korytarze szpitala. Usiadłam obok Nickolasa.
- Co z nim?- spytałam.
-Przeżyje. Czubek, odepchnął mnie, kula leciała prosto we mnie.- Spojrzał na mnie przepraszająco.
- Znasz go. Jesteś jego przyjacielem i szwagrem. Lou nie byłby sobą, gdyby ciebie nie uratował.
Siedziałam na korytarzu i starałam się nie obgryzać paznokci ze strachu. Ciągle czekaliśmy na jakieś wieści. W końcu na korytarzu pojawił się lekarz ubrany w niebieski kitel. W ręku trzymał identycznego koloru czepek, który przed chwilą ściągnął z głowy. Podszedł do nas.
- Co z nim?
- Wyliże się. Kula ominę ważniejsze nerwy i mięśnie. Co prawda czeka go długa rehabilitacja.
- Mogę go zobaczyć?
- Teraz jest nie przytomny, ale zapraszam jutro.
Nie upierałam się. Nickolas odwiózł mnie do domu. Dziwnie było w nim bez Louisa. Położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć. Nie wychodziło mi to. Wzięłam swój szkicownik i zaczęłam rysować z pamięci twarz Louisa. Tak powstawał rysunek za rysunkiem, a na podłodze leżała mozaika z kartek.
Parę dni później
Chciałam wziąć torbę Louisa, ale mnie powstrzymał. Co za facet. Ledwo ruszał ręką, ale i tak swoją torbę nieść musi. Dobrze, że pozwolił mi prowadzić. Pojechaliśmy do mnie do domu.
- Ruda nie jestem inwalidą- stwierdził, jak kazałam mu odpocząć.- Proszę nie traktuj mnie tak.
- Nie traktuje. Dla mnie jesteś bohaterem.
- Przesadzasz. – Machnął zdrową ręką.

- Uratowałeś nie tylko mnie, ale także Nicka.- Pocałowałam go w usta.- Mój bohater. 
Stałam wtulona w niego. Obejmował mnie zdrową ręką i całował po włosach.
- Ale tylko twój- stwierdził składając czuły pocałunek na moich ustach.

5 komentarzy:

  1. OOOOO Przepiękny rozdział ... Lou uratował Nicka super!
    Czeam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj początek dramatyczny, ale końcówka słodka! Dobrze że nic mu się nie stało! :)
    Zdrowych i wesołych świąt życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dodasz next ?

    OdpowiedzUsuń