Carrie
Weszliśmy do
domu Nica i Sophie. Z salonu dobiegły nas ich krzyki. Kłócili się o coś.
- Jak mogłeś
być tak nieodpowiedzialny?!- Wściekła Sophie to nie przelewki.
- Tak
zrobiłem to specjalnie. Tylko raz zapomniałem o tych gumkach.
- Raz
wystarczył.
Weszliśmy
szybko do środka, żeby zapobiec możliwym rękoczynom. Widok, który mieliśmy
przed sobą, był komiczny. Sophie, drobna blondynka stała nad biednym,
skruszonym Nickiem, który zazwyczaj emanował siłą.
- Dobra o co
wy się znowu kłócicie?- spytałam podchodząc do przyjaciółki.
- Ciocią
będziesz, bo ten idiota nie wie co to zabezpieczenia.
- A myślałem,
że wpadł z inną- zażartował Louis, a Sophie zmroziła go wzrokiem.
- Przecież
nie specjalnie. Kochanie jakoś sobie poradzimy.- Wstał i chciał ja objąć, ale
ona go odepchnęła.
- Tak na
głowie mamy kredyt, rozsypujący się dom i teraz drugie dziecko. Jakoś sobie
poradzimy.
-
Przepraszam, że mam milionów na koncie. Jak chcesz to mnie wymień na bogatego
sztywniaka.
- Sam to
powiedziałeś.
- Cisza. Wpadki się zdarzają.- On to umiał przywrócić
spokój.- Jakoś sobie dacie radę. Macie nas, rodziców.
Leżałam z
głową na torsie Louisa. Zażegnaliśmy kryzys u Andersów i wróciliśmy do domu.
Wsłuchiwałam się w miarowy oddech swojego narzeczonego.
- Nie powiedziałaś jej o zaręczynach- stwierdził. Ciągle gładził mnie po głowie.
- Wiesz zaczęłaby panikować, że będzie z brzuchem na ślubie. Nie chciałam jej dokładać i tak miała dużo stresu, a w jej stanie to nie wskazane.
- Tylko my nie znamy daty ślubu. Nic nie ustaliliśmy.
- Znasz Sophie.
- Znam. Kochanie nie zabieraj tego koca.
- Ale mi gorąco- jęknęłam.
- Wiesz bo jak się odkryjesz to ja mam ładne widoki. Nie chce wystawiać mojej samokontroli na próbę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ściągnęłam z nas koc. Usiadłam na nim okrakiem, a przez głowę ściągnęłam koszulkę. Louis ręką przejechał po moich plecach. Pochyliłam się do przodu i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach.
- Kochanie proszę cię- jęknął chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Musisz się nade mną znęcać?
- Jak nie chcesz to się mogę ubrać.
- Kochanie chce tylko czy ty tego chcesz?
Odpowiedziałam mu długim i namiętnym pocałunkiem. Zjechałam ustami na jego szyję, składałam drobne pocałunki na jego klatce piersiowej. Obrócił nas i teraz leżałam pod nim. Obdarowywał pocałunkami całe moje ciało. W końcu oboje byliśmy nadzy. Czułam strach, ale wiedziałam że Louis mnie nie skrzywdzi. Poczułam jak we mnie wchodzi. Wbiłam paznokcie w jego plecy oddając się całkowicie tej przyjemności.
Wyczerpana z przymkniętymi oczami leżałam w ramionach Louisa. Teraz koc się nam przydał.
- Co powiesz na marzec?
- Ale o co chodzi?
- O nasz ślub. Myślałem o marcu.
- Nie powiedziałaś jej o zaręczynach- stwierdził. Ciągle gładził mnie po głowie.
- Wiesz zaczęłaby panikować, że będzie z brzuchem na ślubie. Nie chciałam jej dokładać i tak miała dużo stresu, a w jej stanie to nie wskazane.
- Tylko my nie znamy daty ślubu. Nic nie ustaliliśmy.
- Znasz Sophie.
- Znam. Kochanie nie zabieraj tego koca.
- Ale mi gorąco- jęknęłam.
- Wiesz bo jak się odkryjesz to ja mam ładne widoki. Nie chce wystawiać mojej samokontroli na próbę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ściągnęłam z nas koc. Usiadłam na nim okrakiem, a przez głowę ściągnęłam koszulkę. Louis ręką przejechał po moich plecach. Pochyliłam się do przodu i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach.
- Kochanie proszę cię- jęknął chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Musisz się nade mną znęcać?
- Jak nie chcesz to się mogę ubrać.
- Kochanie chce tylko czy ty tego chcesz?
Odpowiedziałam mu długim i namiętnym pocałunkiem. Zjechałam ustami na jego szyję, składałam drobne pocałunki na jego klatce piersiowej. Obrócił nas i teraz leżałam pod nim. Obdarowywał pocałunkami całe moje ciało. W końcu oboje byliśmy nadzy. Czułam strach, ale wiedziałam że Louis mnie nie skrzywdzi. Poczułam jak we mnie wchodzi. Wbiłam paznokcie w jego plecy oddając się całkowicie tej przyjemności.
Wyczerpana z przymkniętymi oczami leżałam w ramionach Louisa. Teraz koc się nam przydał.
- Co powiesz na marzec?
- Ale o co chodzi?
- O nasz ślub. Myślałem o marcu.
- Podoba mi
się.- Leniwie się uśmiechnęłam.- Masz dzisiaj do pracy?
- Tak-
odpowiedział sprawdzając godzinę.- Za dwie godziny muszę być na komisariacie.
- Nie lubię
jak chodzisz na noc.
- Ja też, nie
chcę cię zostawiać samej.
Po godzinie
takiego leżenia Louis musiał wstać. Z niezadowoloną miną patrzyłam jak się
ubiera.
- Co powiesz
na dwójkę dzieci?- Jego pytanie nieco zbiło mnie z tropu.- Najpierw chłopca, a
później dziewczynkę. Wiesz starszy brat.
- Wiesz, że
tego tak nie zaplanujesz?
- Wiem, ale
pomarzyć mogę.- Pochylił się i mnie pocałował.- Najpierw ślub, później domek z
ogródkiem i dzieci.
- Ty masz już
wszystko dokładnie zaplanowane.
- A jak.
Nawet żona będzie taka jak trzeba.
- Idź ty
lepiej do tej pracy. Tylko wróć cały.
- Dla ciebie
wszystko kochanie. – Pocałował mnie w usta i wyszedł.
Jestem z niej taka dumna! Przemogła się dziewczyna:)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! :)
Awwww drugi dzidzuś !!! <3
OdpowiedzUsuńAwwww ślub w marcu !!! ( Nie mam pojęcia z czego mam podjarę,ale mam i to najważniejsze).
Wreszcie się dziewczyna przemogła !! Jestem dumna !