Louis
Szykowała się
kolejny nudny patrol. Razem z Nickiem wsiadłem do radiowozu. Patrolowaliśmy
ulice jednej z dzielnic Londynu. Usłyszeliśmy alarm, a później strzały.
Zaparkowałem samochód i poszliśmy sprawdzić co tam się dzieje. W jednej chwili
zobaczyłem jak ktoś celuje do mojego partnera. Nie myślałem o nikim oprócz
mojej siostry i ich nienarodzonym dziecku. Odepchnąłem go na bok. Czułem jak
kula wbija się w moje lewe ramię. Nie zważając na ból podniosłem swoją broń do
góry i trafiłem jednego z włamywaczy. Opadłem na ziemię, krew przesiąkła przez
jasny materiał mojej koszulki barwiąc ją na szkarłatno. Powoli traciłem
świadomość. Usłyszałem jeszcze syrenę policyjną, kilka strzałów i straciłem
przytomność…
Carrie
Po wyjściu Louisa
sama wstałam z łóżka. Wzięłam długi prysznic i ubrałam się w dresy. Usiadłam przy stole w kuchni i zaczęłam
rysować. W tle grała cicha muzyka. Z mojego własnego świata wyrwał mnie
telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Tak Nick?
- Louis jest
w szpitalu, został ranny na służbie. Zaraz podjedzie po ciebie radiowóz i
zawiezie do szpitala.
Świat usuwał
mi się spod nóg. Założyłam trampki i swoją kurtkę. Chodziłam po chodniku
czekając na ten głupi samochód. W końcu podjechał. Niecierpliwie czekałam, aż w
końcu dojedziemy. Szybko pokonywałam kolejne korytarze szpitala. Usiadłam obok
Nickolasa.
- Co z nim?-
spytałam.
-Przeżyje.
Czubek, odepchnął mnie, kula leciała prosto we mnie.- Spojrzał na mnie
przepraszająco.
- Znasz go.
Jesteś jego przyjacielem i szwagrem. Lou nie byłby sobą, gdyby ciebie nie
uratował.
Siedziałam na
korytarzu i starałam się nie obgryzać paznokci ze strachu. Ciągle czekaliśmy na
jakieś wieści. W końcu na korytarzu pojawił się lekarz ubrany w niebieski
kitel. W ręku trzymał identycznego koloru czepek, który przed chwilą ściągnął z
głowy. Podszedł do nas.
- Co z nim?
- Wyliże się.
Kula ominę ważniejsze nerwy i mięśnie. Co prawda czeka go długa rehabilitacja.
- Mogę go
zobaczyć?
- Teraz jest
nie przytomny, ale zapraszam jutro.
Nie upierałam
się. Nickolas odwiózł mnie do domu. Dziwnie było w nim bez Louisa. Położyłam
się do łóżka i próbowałam zasnąć. Nie wychodziło mi to. Wzięłam swój szkicownik
i zaczęłam rysować z pamięci twarz Louisa. Tak powstawał rysunek za rysunkiem,
a na podłodze leżała mozaika z kartek.
Parę dni później
Chciałam
wziąć torbę Louisa, ale mnie powstrzymał. Co za facet. Ledwo ruszał ręką, ale i
tak swoją torbę nieść musi. Dobrze, że pozwolił mi prowadzić. Pojechaliśmy do
mnie do domu.
- Ruda nie
jestem inwalidą- stwierdził, jak kazałam mu odpocząć.- Proszę nie traktuj mnie
tak.
- Nie
traktuje. Dla mnie jesteś bohaterem.
-
Przesadzasz. – Machnął zdrową ręką.
- Uratowałeś
nie tylko mnie, ale także Nicka.- Pocałowałam go w usta.- Mój bohater.
Stałam wtulona w niego. Obejmował mnie zdrową ręką i całował po włosach.
- Ale tylko twój- stwierdził składając czuły pocałunek na moich ustach.
OOOOO Przepiękny rozdział ... Lou uratował Nicka super!
OdpowiedzUsuńCzeam na kolejny
Awwwww.
OdpowiedzUsuńSa cudowni <3
Oj początek dramatyczny, ale końcówka słodka! Dobrze że nic mu się nie stało! :)
OdpowiedzUsuńZdrowych i wesołych świąt życzę :*
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz next ?
OdpowiedzUsuń