Carrie
DWA MIESIĄCE
PÓŹNIEJ
Pakowałam
swoje rzeczy do kartonów.Za tydzień zaczynały się studia, a rodzice kupili mi
mieszkanie w centrum. Co prawda Louis zaproponował mi, żebym zamieszkała u
niego, ale ja jak na razie potrzebuje własnej przestrzeni. Jest dobrze,
zaczynam się czuć normalnie. Nie przeszkadza mi jego dotyk, pocałunki i spanie
w jednym łóżku. Właściwie Louis jest remedium na moje koszmary. Do pokoju
wpadła Zoye.
- To dla
ciebie- podała mi swojego pluszaka, z którym zawsze spała.- Żeby nie śniły ci
się koszmaly.
- A kto
będzie spał z tobą?- spytała kucając naprzeciwko siostry.
- Tatuś.-
Odpowiedziała uśmiechając się szeroko.- Do ciebie będzie miał daleko. Wiec weź
pana Zająca.
- Dobrze.-
Przytuliłam ją do siebie.- Dziękuje.
- Kocham
cię.-Pierwszy raz usłyszałam to króciutkie, ale tak ważne słowo z jej ust.
- Ja ciebie
też kocham i to bardzo.
Zoye wróciła
do zabawy, a ja skończyłam się pakować. Zostało tylko wszystko znieść. Wzięłam
jeden z kartonów i zeszłam na dół.
- Carrie
odstaw to my się z Louisem tym zajmiemy.- Oznajmił mi tata, dopiero teraz
zauważyłam mojego chłopaka siedzącego na kanapie. Wstał i odebrał ode mnie
karton. Później dostała buziaka w policzek.
- Cześć
kochanie.
- Cześć, a ty
nie w pracy?
- Ja i Nick
mamy za zadanie eskortować pewną dziewczynę do jej mieszkania.
- Jesteś nie
możliwy- stwierdziłam ze śmiechem.
- I tak mnie
kochasz ruda.
- Kocham.
Po paru
godzinach ich ciężkiej pracy kartony z moimi rzeczami piętrzyły się w moim
nowym mieszkaniu. Rodzicie przychylili się do mojej prośby i mieszkanie było
małe. Kuchnia połączona z salonem, sypialnia z pojedynczym łóżkiem, co było
dziwne, Łazienka i tyle. Chłopaki musieli wrócić na służbę, a ja zabrałam się
za rozpakowywanie. Sama nie wiem kiedy zmęczona runęłam na łóżko i zasnęłam.
Budzik
dzwonił uporczywie nie dając spać. Niezadowolona wstałam z łóżka. Jedyna wada
chodzenia do szkoły to wczesne wstawanie. Półprzytomna zrobiłam sobie kawę i
poszłam pod prysznic. Z szafy wygrzebałam szare rurki, bokserkę z flagą USA i marynarkę, do tego botki na obcasie. Szybko wysuszyłam rude włosy. Ścięłam je
ostatnio i teraz układały się wokół mojej głowy w krótkie spiralki. W pośpiechu
zjadłam śniadanie i pojechałam na uczelnie. Był to kolejny tydzień studiów.
Dopiero trzeci, ale ja i tak miałam cholernie dużo nauki.
Padnięta
wróciłam do domu. Na mojej kanapie siedział Louis. Usiadłam mu na kolana i
wtuliłam się w jego tors. Objął mnie ramieniem i pocałował w nos. Praktycznie mieszkał u mnie. Gnieździliśmy się
na pojedynczym łóżku, ale i tak było dobrze.
- Jak w
szkole?
- Dużo
rysunku i strasznie męcząco. A w pracy jak?
- Nick na
zwolnieniu, a mi dali nowego partnera. Nowicjusz niepotrafiący trzymać broni.
- Mój
biedaku.-Wstałam z jego kolan i poszłam do łazienki. Pozbyłam się koszulki,
miałam ochotę przebrać się w dresy. Tylko w krótkich spodenkach i staniku
wyszłam z pomieszczenia. Stałam w salonie przewracając na drugą stronę koszulkę
Louisa.- Co jemy na obiad?
- Co chcesz.-
Uważnie się mi przyglądał. Zarumieniłam się.- Proszę załóż koszulkę.
- Wiem
strasznie wyglądam.
- Raczej
cholernie pociągająco.- Założyłam koszulkę przez głowę.
- Lou jeżeli
chcesz…
Wstał z
kanapy i podszedł do mnie. Mocno objął mnie w tali, a jego dłonie znalazły się
na moim tyłu.
- Chcę, ale
ty nie jesteś gotowa.- Musnął moje usta.- Ja poczekam.
- A jeżeli
nigdy nie będę gotowa.
- Przeżyję
resztę życia w celibacie.- Tak bardzo go kochałam, a nie mogłam zrobić dla
niego tej jednej rzeczy.- Twoi rodzice dzwonili, żebyśmy wpadli na kolacje.
Po kolacji u
moich rodziców wróciliśmy do domu. Weszłam do przedpokoju i próbowałam włączyć
światło.
- Te korki
mnie zabiją- jęknął Louis wychodząc powrotem na klatkę schodową.- Ruda
pamiętasz, czy opłaciłaś rachunek za prąd.
- Pewnie nie.
Bo zapomniałam. – Drogę do kuchni oświetlałam sobie telefonem. Z jednej z
szuflad wyjęłam kilka świeczek. Zawahałam się za nim jedną zapaliłam.
- Nie męcz
się. Możemy pojechać do mnie.- Louis odebrał mi zapałki.
- Ja już tak
nie mogę!! Do końca życia będę się bać świeczek, słowa wróbelku. To jest
nienormalne, ja jestem nienormalna.
- Kochanie
stopniowo- Znalazłam się w jego ramionach.
- Ile
będziesz czekał. Chcesz prawdziwej rodziny, dzieci domu z ogródkiem. Ja to
widzę. Widzę jak patrzysz na Carrie, na Zoye, albo inne dzieci. Nie mogę dać ci
tego czego pragniesz, więc czemu nadal ze mną jesteś.
- Bo cię
kocham, aż tak trudno to zrozumieć, uwierzyć ci? Kocham cię, tak bardzo, że aż
boli.
- To proszę
zmuś mnie do tego bo inaczej się nie odważę.
-
Zwariowałaś? Nie dotknę cię póki sama nie będziesz tego chciał. Kiedy nie
będziesz się już bać.
- Jeżeli…
- Weź zamknij
się.- Pocałował mnie w usta uniemożliwiając ciągnięcie tej niedorzecznej
kłótni.