6/14/2014

Rozdział 19

Dwa lata później
Carrie
Przykryłam kocykiem naszą córeczkę i wróciłam do sypialni. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Za dnia wygląda dużo inaczej niż nocą. Duże łóżko z błękitną narzutą. Szafa z jasnego drewna. Okno i drzwi prowadzące na balkon z widokiem na ogród. Toaletka koloru białego stojąca przy ścianie. Dwa fotele przy ścianie i mały szklany stolik na którym Louis upodobał sobie kładzenie broni. Strasznie mnie to drażni. Na podłodze porozwalane zabawki. Nie ważne ile razy bym je sprzątała ona zawsze tutaj leżą tak jak i w innych pomieszczeniach. Nasza córeczka opanowała cały dom Położyłam się do łóżka. Louis miał nocną akcję, więc nie było go w domu. Nie tylko ja byłam niespokojna, ale też Aria. Przytuliłam się do poduszki męża i zasnęłam. Obudził mnie głośny płacz dziecka. Aria nigdy tak nie histeryzowała. Przecierając oczy weszłam do jej pokoiku ogarnięta uczuciem niepokoju. Podświadomie czułam, że coś złego się stało. Dziewczynka stała w łóżeczku mocno trzymając się drewnianej poręczy. Jej różowa poduszka był w strzępach, a cała ściana popisana. Przeczytałam jeden napis, który ciągle się powtarzał. ‘Jesteś moja, wróbelku.’ Przerażona rozejrzałam się po pokoju, szukając tego kto to zrobił, ale pokój był pusty tylko okno otwarte. Różowa firanka powiewała na wietrze. Podeszłam do okna i je zamknęłam. Z małą na rękach pobiegłam do sypialni i wybrałam numer męża.
- Tak Carrie?
- On tu był- wydukałam przerażona.- On nigdy nie da mi spokoju.
- Kto był?
- Pan.
Louis
Chodziłem po swoim gabinecie. Lepiej było się teraz do mnie nie zbliżać. Kurwa… dlaczego to ją spotyka, nie dość już wycierpiała? Jeszcze ten skurwiel dotykał mojego dziecka. Mojej maleńkiej córeczki. Wściekły uderzyłem pięścią w biurko.  Wiem jedno, jak go teraz złapię to zabiję. Nie pozwolę skrzywdzić mu mojej rodziny.
- Louis…- W drzwiach pojawiła się Carrie.
- Tak kochanie?
- Boję się- szepnęła wchodząc do środka. Schowała się w moich ramionach.- Tak bardzo się boję.
- Nie masz czego. Nie pozwolę was skrzywdzić.- Spojrzałem w jej granatowe oczy przepełnione strachem. Ja też się bałem. Wiem jedno. Zrobię wszystko, nie bacząc na żadne konsekwencje, byle by one były bezpieczne. Nic innego się dla mnie nie liczy. Pocałowałem żonę w czoło
- Wiem to. Bo ty jesteś naszym bohaterem.
Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem ją w usta. Nie ważne jak byłem wściekły, ona nigdy się mnie nie bała. Wręcz przeciwnie, potrafiła mnie uspokoić. Objąłem ją w tali i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie. Znowu złączyłem nasze ustaw w namiętnym pocałunku.  Zanim doszło do czegoś więcej nasza córeczka zaczęła płakać.
- Ona chyba nie chce rodzeństwa- zaśmiała się Carrie i wstała z moich kolan.- Pewnie stęskniła się za tatusiem.
- Bo to moja mała księżniczka.
Szedłem za żoną obserwując jej ruchy pełne gracji. Z wózka wyciągnąłem naszą księżniczkę. Dziewczynka mocno objęła mnie drobnymi rączkami za szyję
- Tata.- powiedziała słodkim głosikiem.- Amku.
- Już szykuję.- Carrie zniknęła w kuchni. Pocałowałem Arię w czółko i podrzuciłem do góry. Ta z głośnym śmiechem wylądowała znowu w moich ramionach. To była jej ulubiona zabawa.
- Podreptamy trochę?- Postawiłem ją na nogach. Mała ścisnęła w piąstce mój palec i na pulchniutkich nóżkach poszliśmy w stronę kuchni. – Ona chce chodzić tylko jak ktoś ją trzyma, zauważyłaś?
- Tak. Ale jak zacznie śmigać to jej nie złapiemy. Zupka gotowa. Tatuś cię nakarmi  bo ja już dwa razy się przebierałam.
- Ja tam się nie boję, że się ubrudzę.
- Wiem kochanie. To twoje ulubione zajęcie.- Ruda podała mi miseczkę z gotowaną marchewką.- Proszę ulubione danie tatusia i córuni.
- Ma się rozumieć.- Wziąłem na łyżeczkę trochę pomarańczowej paćki i włożyłem j do ust dziewczynki udając przy tym samolot. Mała z zadowoleniem zjadła. Rączką wytarła swoje usta na których pozostało odrobinę jedzenia i wytarła je w moją niebieską koszulę. Carrie roześmiała się głośno i poszła otworzyć bo ktoś pukał.
- O cześć Harry. Louis w kuchni. Wchodz.- Wróciła do pomieszczenia. Za nią szedł Harry, mój zastępca.
- Dzień dobry panie komendancie- powiedział oficjalnie.
- Louis ty wszystkich musisz tak straszyć?- spytała moja żona.
- Jakiś respekt trzeba mieć. Siadaj.- Powiedziałem do mężczyzny. Był kilka lat młodszy ode mnie.- Wiesz coś?
- Nic. Obstawiliśmy wszystkie możliwe miejsca z którymi jest związany. Musimy czekać.- Usłyszałem cichy jęk Carrie.
- Dobra. Ktoś ma stać pod moim domem. Ten skurwiel ma nawet nie zbliżyć się do mojego trawnika.
- Louis… Nie mów tak przy małej.- Upomniała mnie żona. Spojrzałem na Arię, która wsadzała paluszki do miseczki i robiłam różnokształtne plamy na mojej koszuli.
- Tak jest panie komendancie.
-  Dobrze, że się rozumiemy. Kochanie ona się najadła.
- Widzę. To dziecko jest nie możliwe. Żeby tak się brudzić i bawić jedzeniem. A ty chcesz drugie. Harry zostaniesz na obiad.
- Nie przepadam za marchewką- stwierdził rozbawiony.
- Ja też. Będzie makaron z serem.
- Aaa to z miłą chęcią, jeżeli pan komendant nie ma nic przeciwko.
- On rozkazy wydawać może tylko w komisariacie. Tutaj ja żądzę.
Machnąłem ręką i razem z Arią poszliśmy się umyć.  Przebrana i umyta bawiła się z Harry’m w salonie. Patrzyłem jak wręcza mu misia i niezdarnie siada na jego kolanach. Ona go uwielbia. Wróciłem do kuchni.
- Kochanie on za często u nas jada- stwierdziłem siadając przy wysepce.
- Masz coś przeciwko?- Carrie zmrużyła oczy patrząc na mnie.
- Nie, ale to mój podwładny.
- Tak. Ale też i kolega. Nie mogę pozwolić by non stop jadał w barach.
- Ale mała go za bardzo lubi.
- Kochanie ona lubi każdego kto się z nią bawi. Nie marudź już.- Dziewczyna mocno przytuliła się do mnie.- Do tego jest dobrą opiekunką, a my mamy chwilę dla siebie.- Zachłannie wpiła się w moje usta. Złapałem ją w tali i posadziłem na swoich biodrach. Drugimi schodami zacząłem wchodzić na górę. Całowałem jej szyję zostawiając na niej malinki. Położyłem ją na naszym łóżko. Carrie pociągnęła za moją koszulę. Posypały się wszystkie guziki.
- No tak, córka mi brudzi a ty zrywasz guzki. W czym ja będę chodził?
- Uskarżasz się kochanie?- Spytała rozpinając mój pasek i ciągnąc mnie na łóżko.
- Nigdy.- Szepnąłem do jej ucha. Ściągnąłem z niej koszulkę i sprawnie rozpiąłem koronkowy stanik. Moja piękna i pociągająca żona. Wyznaczałem ustami szlak na jej ciele do samego zapięcia jeansów. Powoli zsunąłem z niej rurki razem z bielizną. Pozbyłam się także swoich ubrań.
- To o co się starasz?- spytała Carrie.
- O syna- stwierdziłem zadowolony, że w końcu się zgodziła. Złączyłem nasze usta łącząc jednocześnie nasze ciała. Było cudownie tak jak zawsze.

5 komentarzy:

  1. Och, końcówka taka słodka!
    mam nadzieję, że ten cały Pan da Carrie spokój!
    DO następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały jednego dnia..genialne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń