Chodzę po domu Harry’ego i sprzątam. Jakoś muszę mu wynagrodzić to, że trzyma nas u siebie. Nie mogę wrócić do domu. Wszystkie komórki w moim ciele sprzeciwiają się temu. Aria rozgościła się na dobre. Jednego wujka wymieniła na drugiego. Odkąd Nick i Sophie wyjechali mała uwielbia przebywać z Harry’m. Patrzę na córeczkę siedzącą na dywanie. Łapię się za głowę widząc jak wyrywa strony z książki Harry’ego.
- Kochanie nie wolno. – Zbieram z podłogi powyrywane strony.- To Harry’ego.
- Hally- śmieje się mała i z półki wyciąga kolejną książkę.
- Co ja?- Do salonu wchodzi mężczyzna z zakupami. Uśmiecha się do małej.- Czytasz słoneczko?
- Odkupię ci tą książkę.
- Weź przestań. Kupiłem wszystko co chciałaś. Louis będzie później bo prowadzone jest odchodzenie.- Na chwilę poważnieje.
- Coś się stało?
- Prokurator widzi problem w tym, że służbowa broń Louisa została w domu, kiedy on był na służbie. Twierdzi, że to było zamierzone. Nie przejmuj się tym. Jest świeżo po studiach i myśli, że szybko dojdzie do prestiżu.
Kiwam tylko głową i idę do kuchni. Biorę się za gotowanie. Wszystko byle by tylko zająć czymś myśli. Ciągle przed oczami mam trupiobladą twarz Pana, jego krew na podłodze w mojej sypialni. Mdli mnie na ten widok. Odkładam nóż i biegnę do łazienki. Zwracam dzisiejsze śniadanie. Łapię się blatu umywalki i podnoszę z podłogi. Patrzę na swoje blade odbicie. Wiem, że kiedyś będę musiała wrócić do domu. Zmierzyć się z tym wszystkim. Na razie nie mam siły i odwagi.
- Carrie nic ci nie jest?- W łazience pojawia się Harry z Arią na rękach. Dziewczynka ciąga go za włosy.
- Tylko mnie zemdliło.- Uśmiecham się lekko. Płuczę twarz zimną wodą. Klepię go po ramieniu i wracam do kuchni. – Harry nie baw się w Louisa. Czym wy prędzej zaczniecie normalnie się zachowywać, tym i ze mną będzie lepiej.
- Słonko – Harry patrzy na mnie z troską. – Louis cię kocha, więc nad tobą skacze, a ja podlizuję się przyszłej teściowej.
Kręcę głową i wracam do gotowania. Uśmiecham się słysząc śmiech mojej córeczki. Harry ma dobre podejście do dzieci.
- Nie przeszkadzamy ci?- pytam podsmażając warzywa na obiad.
- Nie. Możecie zostać tak długo jak chcecie. Mam posprzątane, przyszykowany obiad i nie wracam do pustego domu. Normalnie raj.- Uśmiecham się do niego i łapię blatu kuchennego, bo zaczyna mi się kręcić w głowie. Oddycham przez usta i zamykam na chwilę oczy. Czuję się jakbym zeszła przed chwilą z karuzeli. Nóż wypada mi z ręki, a ja gdyby nie Harry leżałabym na ziemi.
- Carrie?
- Nic mi nie jest.- Próbuje z powrotem ustać na nogach.
- Usiądź. – Prowadzi mnie na kanapę pod oknem w kuchni. Siadam na miękkim meblu i opieram głowę na oparciu. – Trzymaj wodę. Blado wyglądasz.
- Dziękuję Harry. Umiesz prawić kobiecie komplementy.
- Od tego masz męża.
- To stres. Jeszcze to wszystko odreagowuje.
- Albo Louisowi udało się strzelić gola. Położę małą spać, a ty się stąd nie ruszaj.
- Nie próbuj być tak groźny jak Louis bo ci nie wychodzi.
- Po prostu tu siedź.
Grzecznie siedzę na kanapie i odpoczywam. Do pomieszczenia wchodzi Louis. Widać z daleka, że jest spięty. Ma napięte mięśnie i nerwowo zerka na telefon trzymany w dłoni. Podnoszę się z kanapy, ale po chwili z powrotem na nią siadam. Wszystko przez zawroty głowy.
- Kochanie.- Louis od razu znajduje się przy mnie.
- Wszystko w porządku. To ty masz kłopoty.
- To tylko praca.- Macha lekceważąco ręką. – Teraz trochę z wami posiedzę.
- Zawiesili cię?- Do kuchni wraca Harry. Louis mrozi go wzrokiem, ale kiwa twierdząco głową.
- Do wyjaśnienia sprawy – mówi cicho.
- To moja wina. Wszystko to moja wina.
- Nie kochanie. To wina prokuratora i jego chorych ambicji. Przynajmniej mam urlop. Pamiętasz kiedy miałem dłuższe wolne.
Kręcę tylko głową. Obejmuję go za szyję i chowam się w jego ramionach. Słucham spokojnego bicia jego serca. To mnie uspokaja. . Zaciągam się jego wodą kolońską. Jestem spokojniejsza, kiedy mam go przy sobie.
- To ja skończę ten obiad. A ty odpoczywaj.
- Powtarzasz się Harry.
- On ma racje. Musisz odpocząć. Blado wyglądasz.
- Dziękuję ci kochanie. Nie ma to jak komplement od męża.
- Ruda.- Śmieję się tylko, a zaraz zrywam z kanapy bo znowu robi mi się niedobrze. Biegnę do łazienki. Ląduję na kolanach i zwracam resztę posiłku jaka została w moim żołądku. Podnoszę się i patrzę na Louisa, który stoi w progu.
- Kochanie, ja cię zabiję – mówię mrożąc go wzrokiem i układając ręce na biodrach.
- Sama się zgodziłaś. Powiedziałaś, że mogę. – Podchodzi do mnie i bierze w ramiona. – Kochanie jesteś pewna?
- W osiemdziesięciu procentach.
- To ja zaraz wrócę. Chcę mieć sto procent pewności.- Louis całuje mnie w czoło i wychodzi. Śmieję się rozbawiona. Jemu do szczęścia dużo nie potrzeba.
~~*~~
Miał być epilog, ale dopisałam jeszcze kilka rozdziałów.
Awww...jak sułodko :D.Proszę niech Carrie będzie!Jeśli dzięki temu mam czytać o super szczęśliwym słodkim Louisie to jestem za! :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że nie okaże się ,że przez jakiegoś prokuratorka będą mieli problemy...
Co? No, ale jak to? Lou zawieszony. Nie. Rozdział świetny. Lou będzie miał dziecko. A Aria będzie miała rodzeństwo. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńHarry musiał wypalić do Carrie o tej przyszłej teściowej :D , uwielbiam Harrego w tym opowiadania :) (Louisa oczywiście też :P ) ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam :D ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńOooch jak dobrze, że jeszcze dopisałaś parę rozdziałów! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńOby tylko Louis nie miał problemów z tym prokuratorem!