Louis
Siedziałem w salonie, kiedy zobaczyłem na fotelu jeansową kurtkę Carrie. Złapałem ją i wybiegłem za przyjaciółką mojej młodszej siostry. Nie widziałem jej już na naszej ulicy. Szybko się porusza nawet w tych swoich butach na obcasie. Przeczesałem palcami włosy i zacząłem iść w kierunku jej domu. Zobaczyłem odjeżdżającego vana, a na chodniku leżała materiałowa torebka Carrie. Wszędzie bym ją poznał bo do paska miała poprzyczepiane różne miśki. Wziąłem ją do ręki i rozejrzałem się po okolicy. Nigdzie nie było widać tego rudzielca.
- Carrie- krzyknąłem na cały głos, ale nikt mi nie odpowiedział. Wyjąłem swój telefon i zadzwoniłem do rodziców dziewczyny. – Dzień dobry jest tam może Carrie?
- Nie jeszcze nie doszła. Louis ona wychodziła od was.- Odpowiedział mi jej tata, w jego głosie można było wyczuć strach.- Coś się stało?
- Znalazłem jej torbę na chodniku.
Wszyscy siedzieliśmy w naszym małym salonie. Mama Carrie płakała wtulona w naszą, Sophie siedziała na fotelu okryta kocem, kolana miała podkulone pod samą brodę. Widziałem łzy na jej twarzy. Pan Allen rozmawiał z policją. Patrzyłem na to wszystko ale w niczym nie brałem udziału. W mojej głowie toczyła się mała wojna. Fakt przeczył faktowi.
Po pierwsze Carrie wyszła od nas.
Po drugie wracała do domu, drogą, którą chodziła już z milion razy.
Po trzecie jej kurtka.
Po czwarte torebka na chodniku.
Gdzieś umknął mi jakiś fakt. Intensywnie myślę nad tym co zobaczyłem. Wiem, że gdzieś blisko jest odpowiedź, brakujący fragment układanki. Dostaję olśnienia.
- Van- mruknąłem cicho.- Widziałem samochód, czarnego vana jak odjeżdżał, taki sam stał pod naszym domem jak wróciłem.
Każda głowa odwróciła się w moją stronę. Podałem markę, kolor i numery tablic rejestracyjnych. Państwo Allen szykowali się do wyjścia. Widziałem smutek na ich twarzach. Ja też jestem smutny i przygnębiony. Znałem Carrie od dziecka była dla mnie jak siostra. Nie do końca jak siostra bo ona nie wydawała mi się irytującym krasnalem, którym była Sophie. Była kimś więcej, ale nadal nie umiałem określić kim. Wszyscy już wyszli. Policja i rodzice Carrie. W domu zapanowała cisza. Podszedłem do fotela i wziąłem na ręce śpiącą Sophie. Zaniosłem ją do pokoju. Zszedłem do kuchni gdzie była moja mama.
- Biedni państwo Allen- stwierdziła.- Komu zawinili, nikomu winni ludzie.
- Nie wiem mamo- powiedziałem. Oparłem się o szafkę w kuchni. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Stara zaniedbana kuchnia, którą mógłbym odnowić, ale mi się nie chciało. Dlaczego pomyślałem o tym teraz, przecież widuję to miejsce codziennie. Tylko, że teraz chcę myśleć o czymś innym niż Carrie.
- Idź się połóż ja pozmywam.- Posłuchałem jej rady. Poszedłem na górę. Położyłem się do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, a ona była jedyną myślą w mojej głowie. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły z głośnym skrzypnięciem, do środka weszła Sophie.
- Mogę spać z tobą?- zapytała. Jej głos był tak cichy i ochrypły, słychać w nim było wszystkie łzy, które wylała dzisiejszego dnia.- Boję się, że coś jej zrobią.
- Kładź się i nie gadaj takich głupot. Kto mógłby skrzywdzić naszą Carrie.- W ciemnościach widziałem jej oczy. Ten błękit od którego biło tyle smutku.
- Ja wiedziałam- szepnęła po cichu.- Coś do niej czujesz, prawda?
- Prawda, jest dla mnie jak siostra.- Uciszyłem ją spojrzeniem. Ona nie miała prawa odgadywać moich uczuć, zanim ja ich nie poznałem. Wiedziałem, że to zrobi.
Carrie
Leżałam na zimnej podłodze, wokół mnie była tylko ciemność. Ręce i nogi miałam skrępowane. Jak tylko próbowałam nimi poruszyć, lina je raniła. Przymknęłam powieki. Nie czułam nic oprócz strachu i bólu. Drzwi się otworzyły, a na moją twarz padły promienie jasnego światła. Zmrużyłam oczy, które przyzwyczaiły się do ciemności.
- Patrz nasza ptaszynka się obudziła- usłyszałam czyjś głos. Wiedziałam, że nigdy go nie słyszałam.
- Czego ode mnie chcecie?- spytałam siląc się na tyle wrogości ile dało się wykrzesać.
- Wszystkiego. Pieniędzy, ciała.- Odpowiedział ten drugi. Przesunął dłonią po moich włosach, złapał za ich końce i pociągnął do tyłu.- Ta powinna się nadać. Zróbcie coś z jej wyglądem i zabierzcie do szefa.
Jeszcze dwóch weszło do środka. Podnieśli mnie za ręce. Jęknęłam w proteście, ale oni nic sobie z tego nie zrobili. Jeden rozciął mi linę na nogach, tak że mogłam normalnie iść. Prowadzili mnie przez wilgotną piwnicę w stronę schodów. Piętro wyglądało inaczej niż to co widziałam. Pięknie umeblowane, z wyczuciem i klasą. Nie miałam siły, ani ochoty na podziwianie wystroju. Prowadzili mnie w stronę jakiś pokoi.
Siedziałam w wielkiej wannie. Zostałam umyta, nakarmiona i przebrana w czyste ciuchy. Wokół mnie kręciły się jakieś kobiety, żadna z nich nie powiedziała ani słowa od chwili kiedy tutaj zostałam wprowadzona. Patrzyły na mnie z litością ale tez z ulgą. Po paru godzinach ktoś po mnie przyszedł. Stałam sparaliżowana strachem. Mężczyzna pociągnął mnie za rękę. Nie wiedział co to delikatność. Prowadził mnie przez resztę rezydencji. Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drzwiami. Widziałam jak mięśnie mojego oprawcy napinają się. Sam się bał tego co kryją drzwi. Otworzyły się, a ja zostałam wepchnięta do środka…
Siedziałem w salonie, kiedy zobaczyłem na fotelu jeansową kurtkę Carrie. Złapałem ją i wybiegłem za przyjaciółką mojej młodszej siostry. Nie widziałem jej już na naszej ulicy. Szybko się porusza nawet w tych swoich butach na obcasie. Przeczesałem palcami włosy i zacząłem iść w kierunku jej domu. Zobaczyłem odjeżdżającego vana, a na chodniku leżała materiałowa torebka Carrie. Wszędzie bym ją poznał bo do paska miała poprzyczepiane różne miśki. Wziąłem ją do ręki i rozejrzałem się po okolicy. Nigdzie nie było widać tego rudzielca.
- Carrie- krzyknąłem na cały głos, ale nikt mi nie odpowiedział. Wyjąłem swój telefon i zadzwoniłem do rodziców dziewczyny. – Dzień dobry jest tam może Carrie?
- Nie jeszcze nie doszła. Louis ona wychodziła od was.- Odpowiedział mi jej tata, w jego głosie można było wyczuć strach.- Coś się stało?
- Znalazłem jej torbę na chodniku.
Wszyscy siedzieliśmy w naszym małym salonie. Mama Carrie płakała wtulona w naszą, Sophie siedziała na fotelu okryta kocem, kolana miała podkulone pod samą brodę. Widziałem łzy na jej twarzy. Pan Allen rozmawiał z policją. Patrzyłem na to wszystko ale w niczym nie brałem udziału. W mojej głowie toczyła się mała wojna. Fakt przeczył faktowi.
Po pierwsze Carrie wyszła od nas.
Po drugie wracała do domu, drogą, którą chodziła już z milion razy.
Po trzecie jej kurtka.
Po czwarte torebka na chodniku.
Gdzieś umknął mi jakiś fakt. Intensywnie myślę nad tym co zobaczyłem. Wiem, że gdzieś blisko jest odpowiedź, brakujący fragment układanki. Dostaję olśnienia.
- Van- mruknąłem cicho.- Widziałem samochód, czarnego vana jak odjeżdżał, taki sam stał pod naszym domem jak wróciłem.
Każda głowa odwróciła się w moją stronę. Podałem markę, kolor i numery tablic rejestracyjnych. Państwo Allen szykowali się do wyjścia. Widziałem smutek na ich twarzach. Ja też jestem smutny i przygnębiony. Znałem Carrie od dziecka była dla mnie jak siostra. Nie do końca jak siostra bo ona nie wydawała mi się irytującym krasnalem, którym była Sophie. Była kimś więcej, ale nadal nie umiałem określić kim. Wszyscy już wyszli. Policja i rodzice Carrie. W domu zapanowała cisza. Podszedłem do fotela i wziąłem na ręce śpiącą Sophie. Zaniosłem ją do pokoju. Zszedłem do kuchni gdzie była moja mama.
- Biedni państwo Allen- stwierdziła.- Komu zawinili, nikomu winni ludzie.
- Nie wiem mamo- powiedziałem. Oparłem się o szafkę w kuchni. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Stara zaniedbana kuchnia, którą mógłbym odnowić, ale mi się nie chciało. Dlaczego pomyślałem o tym teraz, przecież widuję to miejsce codziennie. Tylko, że teraz chcę myśleć o czymś innym niż Carrie.
- Idź się połóż ja pozmywam.- Posłuchałem jej rady. Poszedłem na górę. Położyłem się do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, a ona była jedyną myślą w mojej głowie. Drzwi do mojego pokoju się otworzyły z głośnym skrzypnięciem, do środka weszła Sophie.
- Mogę spać z tobą?- zapytała. Jej głos był tak cichy i ochrypły, słychać w nim było wszystkie łzy, które wylała dzisiejszego dnia.- Boję się, że coś jej zrobią.
- Kładź się i nie gadaj takich głupot. Kto mógłby skrzywdzić naszą Carrie.- W ciemnościach widziałem jej oczy. Ten błękit od którego biło tyle smutku.
- Ja wiedziałam- szepnęła po cichu.- Coś do niej czujesz, prawda?
- Prawda, jest dla mnie jak siostra.- Uciszyłem ją spojrzeniem. Ona nie miała prawa odgadywać moich uczuć, zanim ja ich nie poznałem. Wiedziałem, że to zrobi.
Carrie
Leżałam na zimnej podłodze, wokół mnie była tylko ciemność. Ręce i nogi miałam skrępowane. Jak tylko próbowałam nimi poruszyć, lina je raniła. Przymknęłam powieki. Nie czułam nic oprócz strachu i bólu. Drzwi się otworzyły, a na moją twarz padły promienie jasnego światła. Zmrużyłam oczy, które przyzwyczaiły się do ciemności.
- Patrz nasza ptaszynka się obudziła- usłyszałam czyjś głos. Wiedziałam, że nigdy go nie słyszałam.
- Czego ode mnie chcecie?- spytałam siląc się na tyle wrogości ile dało się wykrzesać.
- Wszystkiego. Pieniędzy, ciała.- Odpowiedział ten drugi. Przesunął dłonią po moich włosach, złapał za ich końce i pociągnął do tyłu.- Ta powinna się nadać. Zróbcie coś z jej wyglądem i zabierzcie do szefa.
Jeszcze dwóch weszło do środka. Podnieśli mnie za ręce. Jęknęłam w proteście, ale oni nic sobie z tego nie zrobili. Jeden rozciął mi linę na nogach, tak że mogłam normalnie iść. Prowadzili mnie przez wilgotną piwnicę w stronę schodów. Piętro wyglądało inaczej niż to co widziałam. Pięknie umeblowane, z wyczuciem i klasą. Nie miałam siły, ani ochoty na podziwianie wystroju. Prowadzili mnie w stronę jakiś pokoi.
Siedziałam w wielkiej wannie. Zostałam umyta, nakarmiona i przebrana w czyste ciuchy. Wokół mnie kręciły się jakieś kobiety, żadna z nich nie powiedziała ani słowa od chwili kiedy tutaj zostałam wprowadzona. Patrzyły na mnie z litością ale tez z ulgą. Po paru godzinach ktoś po mnie przyszedł. Stałam sparaliżowana strachem. Mężczyzna pociągnął mnie za rękę. Nie wiedział co to delikatność. Prowadził mnie przez resztę rezydencji. Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drzwiami. Widziałam jak mięśnie mojego oprawcy napinają się. Sam się bał tego co kryją drzwi. Otworzyły się, a ja zostałam wepchnięta do środka…
Co tam jest za tymi drzwiami? :O Biedna dziewczyna.
OdpowiedzUsuńA Lou ją znajdzie :D
Ja chcę wiedzieć co jest za drzwiami.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział
Świetny.
OdpowiedzUsuńKto porwał Carrie?
Co jest za tymi drzwiami?
Lou musi odnaleźć Carrie.
Czekam na kolejny.
nie no w takim momencie??
OdpowiedzUsuńświetny
czekam na next
Urwane w takim momencie, brawo! Lubię takie napięcie :D Jestem ciekawa co stanie się dalej, więc życzę weny!
OdpowiedzUsuńBooże biedna dziewczyna! Mam nadzieję, że nic jej nie będzie. Ale mam ochotę Cię zabić za moment w którym skończyłaś. No po prostu pięknie!!! :D
OdpowiedzUsuńJa chcę szybko następny!