Louis
Sprzątałem
porozwalane ciuchy. Walały się po całym mieszkaniu, rzadko wracałem do domu, a
jeszcze rzadziej spałem we własnym łóżku. Próbowałem przeskoczyć martwy punkt w
śledztwie, ale ni jak mi to wychodziło. Wrzuciłem rzeczy do pralki i nastawiłem
urządzenie. Naczynia poukładałem w zmywarce. Patrząc na względnie sprzątnięte
mieszkanie uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem. Moim celem był bar
naprzeciwko. Był idealny. Dobry alkohol, ładne dziewczyny i miła obsługa, do
tego znajdował się tylko ulicę dalej.
Dopijałem
pierwsze piwo, kiedy obok mnie usiadła jakaś dziewczyna. Po kusym ubraniu i
tonie makijażu mogłem domyślić się jak zarabia na życie. Dzisiaj potrzebowałem
takiego towarzystwa. Zamówiłem dla pani lampkę jakiegoś wina, a sobie dolewkę
piwa. Drobną dłonią jeździła po moim udzie.
Sprawnie przemieszczała się coraz wyżej. Nie powstrzymywałem jej, tylko
dalej piłem. Odstawiłem pustą szklankę i z portfela wyjąłem pieniądze.
- Chodź-
złapałem jej rękę i wyprowadziłem z baru.
Przywarłem do
jej ust, a moje dłonie jeździły po długich nogach. Nie miałem ochoty na szybki
numerek więc ją puściłem. Poszliśmy do domu.
Szybko pozbywałem się jej garderoby.
Oderwałem się od jej ust, aby zdjąć własną koszulkę. Rzuciłem ją w
bliżej nieokreślone miejsce. A tylko co posprzątałem. Zdjąłem z niej koronkową
bieliznę, a z szuflady przy łóżku wyjąłem gumkę. Dziewczyna doskonale wiedziała
co z nią zrobić. Przez całą noc wykorzystywałem jej ciało.
Otworzyłem
oczy słysząc stukot obcasów na panelach. Przeczesałem włosy patrząc na
dziewczynę, z którą spędziłem noc. Była nie pierwsze i nie ostatnia. Z portfela
wyjąłem pieniądze i odprowadziłem ją do drzwi. Wycisnęła na moich ustach
jeszcze jeden pocałunek.
- Jakbyś
chciał powtórzyć…
- Tak znajdę
cię mała.- Uśmiechnęła się do mnie i rozejrzała po małym przedpokoju. Jej wzrok
padł na rozstawione na komodzie zdjęcie.
- Znajoma
twarz- stwierdziła patrząc na zdjęcie Carrie.
- Słucham?-
Łapałem się każdej, choćby najmniejszej informacji.- Mów co wiesz.
- Dobrze
panie inspektorze, ale informacje swoje kosztują.
- Gadaj, a
dostaniesz kasę.
- U mojego
szefa zatrzymał się taki jeden, a z nim dziewczyna bardzo podobna do tej na
zdjęciach. Ale głowy uciąć za to nie dam, dziewczyna była w kiepskim stanie.-
Zamknęła buzię i patrzyła na mnie wyczekująco.
- Adres-
powiedziałem wyciągając z portfela kilka banknotów. Na kartce zapisała mi
adres.- Wiesz, że jak to kłamstwo to sobie posiedzisz.
- Wiem panie
inspektorze.- Uśmiechnęła się licząc otrzymane pieniądze.- Zrób mi przysługę i
swój nalot urządź jak ja będę wolna.
- Nie ma
sprawy mała.
Uderzałem w
worek treningowy, który podtrzymywał Nick. Teraz nie był moim partnerem tylko
szwagrem. Miałem jeszcze większą ochotę mu wpierdolić. Mocno uderzałem o worek
i dzieliłem się nowymi informacjami w sprawie śledztwa. Nasz szef dopiero na
jutro zaplanował akcję, a tak bardzo chciałem opuścić niedzielny obiadek u
mamusi.
- Lou ty
naprawdę jesteś za bardzo zaangażowany.- On na pewno nie będzie mnie pouczał.
Mocniej uderzyłem w worek, a on się zachwiał.
- Nic ci do
tego Anders- wysyczałem przez zęby.- To jest moja sprawa.
- Nie tylko
twoja! Jesteśmy partnerami i rodziną.- Nasze stosunki nie były przyjacielskie,
ale przez dwa lata wspólnej służby jeszcze się nie pozabijaliśmy. Nicolas
Anders był spokojnym i opanowanym człowiekiem, z wielką cierpliwością. Co mu
się przyda przy mojej siostrze. Był także doskonałym partnerem. Krył mój tyłek
kiedy ja zapominałem o zasadach, co zdarzało się bardzo często. Teraz zniknęło
całej jego opanowanie. Patrzył na mnie gniewnie mocno zaciskając usta.
- Dobra,
wyluzuj. – Podniosłem ręce w obronnym geście.- Chodź na ten obiad bo pomyślą,
że cię zabiłem.
- Nie
pokonałbyś mnie Tomlinson.- Wrócił mój partner na którym mogłem polegać.
- Przekonajmy
się.- Mężczyzna rzucił się na mnie. Zrobiłem unik, a on poleciał na matę.
Roześmiałem się.- Nawet nie musiałem się wysilać.
Weszliśmy do
szatni. Każdy z nas poszedł pod prysznic. Odświeżeni i przykładnie ubrani
pojechaliśmy do mojego rodzinnego domu. Ku memu zdziwieniu w środku zastaliśmy
państwa Allenów z ich małą córeczką Zoye.
Ciemnowłosa dziewczynka ruszyła w moim kierunku.
- Ujek-
powiedziała i wyciągnęła pulchne rączki. Podniosłem dwulatkę z ziemi, była moją
chrześniaczką.
- Cześć
Louis- przywitał mnie pan Allen, poprawka Nathan. Podczas każdego spotkania
miałem wrażenie, że czekają na jakieś wieści o swojej pierworodnej córce.-
Słyszałem o zatrzymaniu kilku porywaczy.
- Nadal nie
złapaliśmy tego co to zlecał- odparłem lakonicznie. Mężczyzna odpuścił, a na
jego twarzy znowu zagościł uśmiech, który miał maskować smutek po starcie
ukochanej córki. Oni wszyscy się poddali, tylko ja nie.
Usiedliśmy
wszyscy do stołu. Nasza jadalnia nie był skonstruowana tak, żeby pomieścić dużo
osób. Jedząc posiłek każdy trącał kogoś łokciem. Nikomu to nie przeszkadzała.
Przysłuchiwałem się głośnym rozmowom i próbowałem nakarmić Zoye. Patrząc w granatowe oczka dziewczynki
widziałem identyczne oczy jej starszej siostry. Miłą atmosferę przerwał
dzwoniący telefon. Wstałem od stołu i odebrałem.
- Ty i Anders
szykujcie się na akcje- po drugiej stronie usłyszałem głos naszego komendanta.
– Za godzinę pod kryjówką tego skurwiela.- Żadnego słowa sprzeciwu. Rozłączyłem
się i kiwnąłem na Nica.
- Zbieraj się
praca wzywa.- Przerażenie malowało się na twarzy mojej siostry. Szybko
pocałowała swojego męża i mocniej przytuliła Carrie.
- Bez żadnych
brawurowych akcji. Obaj.- Zaznaczyła Sophie.
- Zobaczę co da
się zrobić- powiedziałem i szybko wyszedłem zanim mojej głowy dosięgneła by
gruba książka, leżąca akurat pod jej ręką.