Siedzę u nas w domu na kanapie i czytam wezwanie do sądu. Prokurator założył sprawę przeciwko mnie. Jestem oskarżona o umyślne zabójstwo. Louis kipi ze złości. Chodzi po salonie, starannie wydeptując ścieżkę w brązowym dywanie.
- Możesz przestać. Robi mi się nie dobrze.
- Już.- Kuca naprzeciwko mnie. – Co za sukinsyn. Jak ja go dorwę…
- Louis!- Patrzę na niego zła.- Uspokój się. Twoja złość mi nie pomaga.
- Przepraszam skarbie.- Łapie moje dłonie i całuje ich wierzch. – Po tym wszystkim powinnaś mieć spokój. Móc żyć normalnie.
- Najwidoczniej nie jest mi to dane. – Zsuwam się na podłogę i wtulam w jego szeroką pierś. Jestem przerażona. Myślałam, że to już koniec, że mogę zapomnieć o przeszłości. Jednak nie jest mi to dane.
- Przynajmniej wstrzymali nakaz aresztowania.
- Nie wiem czy, którykolwiek z twoich podwładnych zaryzykowałby spotkanie z tobą. Jesteś jak lew wypuszczony z klatki.
- Ale ty się mnie nie boisz.
- Zawsze lubiłam koty.- Louis całuje mnie w policzek.
Parę dni później
Ubrana w łososiową spódnicę i białą bokserkę, która lekko opina mój brzuszek chodzę po korytarzu sądu. Stukot moich obcasów odbija się echem. Zdenerwowana bawię się guzikami czarnego sweterka. Drzwi sali sądowej się otwierają i na korytarz wychodzi młoda kobieta.
- Sprawa o zabójstwo Chrisphera Tarnera rozpoczyna się za chwilę proszę wszystkich na salę. – Ostatni raz patrzę na Louisa i Harry’ego, którzy wejdą dopiero jak ich wezwą. Są świadkami. Wchodzę do środka i siadam obok mojego prawnika.
- Spokojnie pani Tomlinson. – Uśmiecham się do niego. – Proszę mówić spokojnie i o wszystkim co wydarzyło się w tamtym dniu.
- Chyba bardziej nie mogę być przygotowana.
- Nie ma się czym martwić. Prokurator to młodzik i chce się wykazać, a ta sprawa jest nęcąca.
- Tylko ja mam takiego pecha.
Staję przy barierce kiedy wzywa mnie sąd. Opowiadam dokładnie o tym co się wydarzyło. Ledwo powstrzymuję drżenie głosu. Milknę na chwilę bo wspomnienia zbyt bardzo bolą. Zaciskam mocno palce na drewnianej barierce żeby pamiętać, że to tylko wspomnienia, a nie rzeczywistość.
- Pani Tomlinson może pani usiąść – przerywa mi sędzia, łagodnie się uśmiechając. Prokurator nie jest zadowolony. Powoli kieruję się na swoje miejsce. Siadam obok prawnika i piję wodę ze szklanki. – Uważam sprawę za zakończoną. Nie widzę podstaw na ciągnięcie tej farsy.
Oddycham z ulgą. Patrzę na sędziego, który tylko kiwa głową. Wychodzę z sali i wpadam w ramiona Louisa.
- Na dziś koniec? Czy przerwa?
- Definitywny koniec- odpowiadam chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Zaciągam się jego zapachem. Oprócz wody kolońskiej wyczuwam nutkę dymu papierosowego. – Paliłeś?
- Ja tego tak nie zostawię.- Zanim Louis zdąży cokolwiek odpowiedzieć na korytarzu pojawia się prokurator. Czuję jak mój mąż napina wszystkie mięśnie.
- Słucham?- Puszcza mnie.
- Sprawiedliwość musi być.
- Sprawiedliwość – śmieje się Louis. – Ten człowiek porywał i maltretował niezliczoną ilość kobiet. Znęcał się nad nimi dla zabawy. Wie pan co czuje taka osoba, nawet jeśli się ją uwolni? Ciągły strach. Trzy lata siedziałem nad tą sprawą. Rozmawiałam z bliskimi tych kobiet. Widziałem ich udręczone twarze i gasnącą nadzieję. Wy sprawiedliwie wypuściliście go po trzech latach odsiadki za dobre sprawowanie, żeby mógł robić dalej to co robił. – Louis podszedł do młodego mężczyzny. – Ma pan rodzinę? Żonę, siostrę czy córkę.
- Nie – odpowiada cicho.
- To pan nie wie jak to jest stracić kogoś w tak brutalny sposób. Patrzeć na gasnącą nadzieję, czekać na jeden pieprzony telefon, a jak w końcu zadzwoni to bać się odebrać, bo może znaleźli trupa. Sprawiedliwie ten człowiek poszedł do piachu i gdyby ona się nie broniła, zabiłbym go nawet jeżeli siedziałby grzecznie na kanapie. – Łapie go za poły czarnej marynarki. – Niech pan powie o sprawiedliwości innym kobietom, które były uwięzione, bo jeżeli pan jeszcze raz uweźmie się na moją rodzinę to skończy obok niego. Nawet jeżeli będę musiał spędzić pół życia w więzieniu. – Wygładza drogi materiał i uśmiecha się delikatnie.- Do widzenia panie prokuratorze i obym więcej pana nie spotkał.
Louis podchodzi do mnie i bierze mnie za rękę. Splata nasze palce i podnosi dłoń do ust. Delikatnie całuje jej wierzch.
- Do domu?- pyta szeptem.
- Nie chcę tam wracać.
- Dlatego mam coś lepszego.- Wyprowadza mnie z budynku sądu. Prowadzi prosto do samochodu. Otwiera mi drzwiczki od strony pasażera. Mój dżentelmen. Najpierw delikatnie całuje go w usta i siadam na miejscu pasażera. Louis zajmuje miejsce kierowcy. Jedziemy w nieznanym mi kierunku. Louis zatrzymuje się po kilkunastu minutach przed pięknym domem.
- Louis? Wygrałeś w totka? Bo o ile wiem, mieliśmy jeszcze kredyt.
- Na powrót do policji nie mam szans, ale dostałem interesującą propozycję pracy. Zero nocnych patroli praca od dziewiątej do piątej i wolne weekendy.
- Plus spłacili nam kredyt i kupili nowy dom. – Louis kiwa tylko głową.
- Będę szefem ochrony jakiegoś ważniaka.
- Ty i siedzenie za biurkiem. – Patrzę na niego i kręcę głową.- Nie potrzebuje takich domów. Chcę, żebyś był szczęśliwy.
- Będę. Z tobą i dzieciakami w tym domu. Myślałem, że jak będę policjantem to zmienię ten świat, przynajmniej w jakimś stopniu. Wyszło na to, że i tak nie mam wpływu na sprawiedliwość.
Patrzę to na męża to na ogromny dom podobny do tego, w którym mieszkałam wcześniej. Jest duży, przestronny z białą fasadą. Ciemne, marmurowe schody prowadzą na ganek. Idealnie przystrzyżona trawa i chodnik wyłożony jasną kostką.
Razem z Louisem wysiadamy z samochodu. Mężczyzna splata nasze palce. Otwiera drzwi naszego nowego domu. Wchodzimy do środka dużymi podwójnymi drzwiami do przedpokoju wyłożonego tapetą w jasne paski. Przy dużym oknie stoi fotel w starym stylu, na ścianach wiszą obrazy. Podchodzę do jednej z ramek i oglądam swój rysunek.
Uśmiecham się do Louisa i idę dalej. Wchodzimy do kuchni. Podziwiam białe meble i ściany pomalowane błękitną farbą. Podchodzę do okna i podziwiam piękny ogród.
- Czyli już wszystko przeniesione?- pytam odwracając się do Louisa. Z niepewnym uśmiechem kiwa głową. Przejeżdżam dłonią po drewnianym blacie ciemnobrązowego stołu i podchodzę do niego. Całuję go delikatnie w usta.
Dużymi, białymi drzwiami wchodzę do salonu. Na jasnoszarych kanapach leżą błękitne poduszki, na szklanych stolikach stoją wazony z pięknymi kwiatami. Kominek w ścianie, przy którym zimą będzie
cudownie siedzieć.
Drewnianymi, kręconymi schodami z metalową i zdobioną barierką weszliśmy na piętro. Oglądałam wszystkie zdjęcia wiszące w białych ramkach na ścianie. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie każdej z chwil.
- Tu jest nasza sypialnia – powiedział Louis łapiąc moją dłoń i prowadząc do ostatnich drzwi, na samym końcu długiego korytarza. Po drodze naliczyłam kilka par drzwi. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń. Sypialnia była ciemnoniebieska. Z dużym łóżkiem stojącym naprzeciwko drzwi balkonowych. Podeszłam do toaletki przy ścianie. Otworzyłam biało niebieskie drzwi do garderoby. Dotykałam wiszących ubrań. – Łazienkę też mamy dla siebie.- Boże… Ten jego uśmiech jak tu go nie kochać. Łazienka była wyłożona czarnymi kafelkami na ścianach i na podłodze. Nad wanną na półkach wbudowanych w ścianę stały świece.
- Nie mogę się już doczekać kiedy ją wypróbujemy- mówię przygryzając dolną wargę.
- My?
- Wanna jest obszerna, a ja jeszcze nie jestem taka gruba więc chyba oboje się do niej zmieścimy.
- Możemy zacząć od razu.
- Nie tak szybko chcę jeszcze zobaczyć gdzie będą spały nasze dzieci. Pamiętasz, że po południu mamy do lekarza. Sam się uparłeś.
- Pamiętam.- Louis obejmuje mnie w tali i całuje w kark. Wychodzimy z naszego królestwa. Wprowadza mnie do pokoju naprzeciwko naszego. Ściany są różowe i białe. Na białych namalowane są kwiaty. Na środku stoi białe łóżeczko z baldachimem. Reszta pasujących mebli jest poustawiana przy ścianach. Na półkach poustawiana jest niezliczona ilość misiów. – Dla naszego synka nie jest jeszcze gotowy.
- Bo nie wiesz, czy to będzie chłopak.
- Tak, dlatego się wstrzymałem. Mam coś co ci się spodoba.
- Kochanie mi się tu wszystko podoba.
- Ale to coś specjalnego.
- Ostatnio jak powiedziałeś, że masz coś specjalnego to wylądowaliśmy w kościele, przed ołtarzem.
- Uskarżasz się?
- Nie, ale to ja musiałam szykować się w kilka minut.- Louis tylko machnął ręką i zaczął mnie prowadzić korytarzem. Drewnianymi schodami zeszliśmy na dół. Z otwartą buzią stałam w najprawdziwszej pracowni plastycznej.
- Żebyś nie musiała wynajmować. Wszystko masz w domu.
- Louis jesteś cudowny- mówię i rzucam się mu na szyję.