2/19/2014

Rozdział 9

Carrie
    Dom. Mój dom. Siedziałam na łóżku w swoim pokoju. Otaczały mnie liczne zdjęcia z czasów liceum. Byłam tu już od tygodnia i nadal nie mogłam przyzwyczaić się do tego miejsca.  Odchyliłam się i moja głowa dotknęła miękkiej poduszki. Wzięłam do ręki mój szkicownik i zaczęłam rysować.  Rysunek przedstawiała mój pokój. Ciszę przerwało pukanie do drzwi. W progu stała moja mama.
- Carrie ja musze na chwilę wyjść do biura.
- Dobrze mamo.- Trochę mnie to bawiło. Zachowywali się jakbym miała pięć lat, albo była niepełnosprawna.
- Zajęłabyś się Zoye. Ona teraz śpi. Powinnam wrócić zanim się obudzi.
- Dobrze mamo.
    Moja młodsza siostra. Aniołek drobnej postury z ciemnymi  lokami odziedziczonymi po mamie. Patrzyła na świat dużymi, granatowymi oczami. Była zadowolona z faktu posiadania starszej siostry. Ona jedyna oprócz Louisa traktowała mnie normalnie. Frontowe drzwi domu się zamknęły, a ja nadal malowałam. Pośród ciszy usłyszałam kroki, a po chwili w drzwiach stała Zoye mocno ściskając swojego pluszaka.
- Mogę pać u ciebie?- spytała słodkim głosikiem podchodząc do wysokiego łóżka.
- Oczywiście.- Pomogła jej wgramolić się na materac i okryłam kocem. Po kilku krótkich chwilach dziewczynka smacznie spała, a ja wsłuchiwałam się w jej spokojny oddech.
Przewróciłam kartkę w moim szkicowniku i znowu zaczęłam rysować.
Z każdą kreską stawiana przez mój ołówek  rysunek nabierał odpowiedniej formy. Sama nie wiem kiedy zasnęłam nad kartką papieru. Obudziła się czując uścisk drobnych ramion wokół mojej szyi. Otworzyłam oczy i spojrzałam w idealne odbicie własnych oczu.
- Calie pobaw się ze mną- zażądała dwulatka. Przetarłam jeszcze zaspane oczy i usiadłam na łóżku. Na moje kolana wgramoliła się Zoye.
- Już smyku.- Jej dotyku się nie bałam. Nie paraliżował mnie wtedy strach. Wzięłam ją na ręce i razem zeszliśmy na dół. Bawiliśmy się w ulubioną zabawę Zoye. Herbatkę z pluszakami. Trzymając w dłoni malusią filiżankę mówiłam zabawnym głosem, wywołując u niej salwę śmiechu.  Później zjadłyśmy galaretkę i dalej się bawiłyśmy. Do domu wrócili rodzice.
- Tato Calie się ze mną bawiła.- Na malutkich nóżkach Zoye pokonała całą odległość salonu, by wpaść w ramiona naszego ojca.
- Nie przeszkadzała ci?
- Nie tato.- Jak najszybciej chciałam wrócić do swojego pokoju. Zabawa z Zoye to co innego niż rozmowa z tatą. 
- Zamawiamy pizzę, zjesz z nami?
- Nie jestem głodna. – Weszłam na schody i zniknęłam w swoim pokoju. 
    Siedziałam na podłodze opierając się o drzwi szafy. Ogarnęła mnie panika, próbowała złapać oddech, ale mi nie wychodziło. Strach, tylko to potrafiłam odczuwać.  Przeczesałam palcami rude włosy. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie odżyły wspomnienia. Nie mogłam oddzielić ich od rzeczywistości. Poczułam czyjś uścisk dłoni na ramionach.
- Zostaw, proszę zostaw. Zrobię wszystko. Będę posłuszna.
- Carrie to ja.- Do mojej podświadomości dotarł bardzo znajomy głos. – Córeczko już dobrze.- Próbował mnie przytulić, ale było jeszcze gorzej.
- Zostaw.- Wyrwałam się. Nie mogłam tego znieść. Chwyciłam bluzę wiszącą na krześle i wybiegłam z domu. 
    Szłam przez park. Zimne, wiosenne powietrze działało orzeźwiająco.  Zapięłam bluzę, a na głowę założyłam kaptur. Łzy powoli przestawały lecieć, a ja się uspokajałam. 
- Ej ruda- usłyszałam za sobą głos Louisa. Odwróciłam się, a uśmiech znowu powrócił na moje usta.- Dzwonił twój tata. Co się stało?
- Po prostu przypomniałam sobie o czymś.- Dłonie miałam schowane w kieszeniach. Podszedł do mnie i wyciągnął jedną. Bawił się zawieszką przy bransoletce.
- Kupiłem ci ją na twoje piętnaste urodziny.  Chciałyście wtedy z Sophie pojechać do Paryża na wycieczkę szkolną, ale miałaś złamaną nogę. Kupiłem ci bransoletkę z zawieszką Wierzy Eiffla i książkę. 
- Tak. Przewodnik. Udawałyśmy z Sophie, że chodzimy po tych wszystkich uliczkach. Naprawdę miałyśmy sporo zabawy.- Odgarnął moje włosy z czoła.- Przestraszyłam się jego. Bałam się własnego taty. Tatusia, który robił mi tosty z dżemem na kolacje i usypiał bajkami. Boję się jak mnie dotyka, nie chcę z nimi rozmawiać.
- Carrie nie może być od razu dobrze. Najpierw będzie gorzej, aby później było jeszcze lepiej. – Nawija sobie na palec pasemko moich włosów. – Strach da się przezwyciężyć, ale na to trzeba czasu. Musisz być cierpliwa i robić to stopniowo.
- Dlaczego nie boję się ciebie.
- Może jestem pierwszym stopniem. – Uśmiechnął się do mnie.- Moja siostra chce cię zaprosić na wieczór filmowy. Wiesz wino, plotki. Wyeksmitowała już Nicka do mnie, bo nie jest kobietą.- Roześmiałam się głośno widząc niezadowoloną minę Louisa. – Przyszło, że i prywatnie muszę go niańczyć.- Objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę domu. – co mam jej przekazać?
- Że się zgadzam, tylko porozmawiam z tatą.
- Czekam w samochodzie. Mogę służyć jako szofer.
- Dam sobie radę.- Stwierdziłam przypominając sobie o nowiutkim samochodzie stojącym w garażu. Weszłam na schody prowadzące do frontowych drzwi i pomachałam Louisowi na pożegnanie. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.- Tatusiu…- powiedziałam widząc ojca siedzącego w salonie.- Bardzo przepraszam, nie powinnam tak reagować.
- Nie ma sprawy córeczko.- Chciał do mnie podejść i przytulić, ale się odsunęłam. Wiedziałam, że go to boli, ale nie potrafiłam inaczej. 

4 komentarze:

  1. fantastyczny.Szkoda mi jej ojca.A ona jest taka biedna zgubiona

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. Biedna Carrie i jej tata. Zoye jest taka słodka. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, Carrie jest na pewno ciężko, jej rodzicom także, ale z biegiem czasu będzie dobrze, mam nadzieję:) do następnego!

    OdpowiedzUsuń