2/12/2014

Rozdział 8

Carrie
    Słuchałam mojej przyjaciółki z jak największą uwagą, zapamiętując każdy szczegół. Kiedy w oknie zobaczyła moich rodziców. Wiedziałam, że chcę znaleźć się w ramionach ojca i czuć się bezpiecznie. Sophie wstała z krzesła i wpuściła ich do środka. 
- Tata.- Po chwili była w jego ramionach. Całował mnie po włosach. 
- Moja mała córcia. Moja Carrie.- Byłam bezpieczna, byłam wolna. Nie wiem dlaczego tak bardzo się bałam spotkania z nimi. Czemu dopuszczałam do siebie tylko Louisa? Kolejne pytania, które pozostaną bez odpowiedzi.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
LOUIS
    Wszedłem do sali Carrie, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nigdzie jej nie było. Poszedłem do świetlicy, gdzie często można ją było znaleźć.  Bawiła się z dziećmi na dywanie. Niezauważony przemknąłem obok nich i usiadłem do starego pianina stojącego przy oknie. Podniosłem drewnianą klapę zakrywającą czarne i białe klawisze. Zacząłem grać jakąś wesołą melodię. Dziecięce piski i radosne śmiechy zamilkły, a ja czułem wzrok każdej osoby zebranej w tym pomieszczeniu na sobie. Grałem dalej, chociaż nie lubiłem mieć publiczności. Utwór się skończył, a ja usłyszałem brawa.
- Zawsze przychodziłeś do nas z Sophie, żeby pograć.
- Lubiłem grać, a wy mieliście taki bajerancki fortepian.- Dziewczyna roześmiała się na chwilę. Przez kilka chwil obserwowałem iskierki radości tańczące w jej oczach. – Ponoć cię wypisują za parę dni.
- Tak.- W jej głosie słychać był niezadowolenie.- Odzyskam swój stary pokój i część starego życia. Wolność, którą mi zabrano.
- Powinnaś się cieszyć.
- Nie czuję się wolna. Jestem więźniem własnego strachu.-  Złapałem jej rękę, a ona zesztywniała.- Tak bardzo się boję. 
- To naturalne. Po tym co przeszłaś dziwne by było jakbyś się nie bała.
- Czy kiedyś to minie?
- W jakimś stopniu tak, ale zawsze pozostanie strach.
- To mnie pocieszyłeś.- Uśmiechnęła się krzywo.
- Myślałem, że chciałaś prawdy, a nie pocieszenia.
- Ty jeden mówisz mi prawdę. Inni boją się tego. Trzy dni czekałam, aż rodzice powiedzą mi, że mam młodszą siostrę, a Sophie córkę imieniem Carrie.  Tylko ty nie starasz się mnie chronić, za co jestem ci wdzięczna.
    Weszliśmy do jej sali. Carrie usiadła po turecku na swoim łóżku i z szuflady szpitalnej szafki wyjęła szkicownik, który przyniosłem jej parę dni temu. Dopiero teraz zauważyłem, że zamiast spinki do włosów użyła ołówka. W skupieniu zaczęła kreślić jakieś linie. Często jej się zdarzało uciekać do swojego świata, ale nikt jej za to nie winił. 
- Louis czy ja kiedyś będę miała normalne życie?
- Zależy co rozumiesz pod pojęciem normalne życie. 
- Wiesz praca, mąż, dzieci.
- To wszystko zależy od ciebie. Teraz ty panujesz nad swoim życiem. Jeżeli znajdziesz odpowiedniego mężczyznę to tak.
- Kto by mnie chciał.- Łzy zaskrzyły się w jej oczach.
- Ten kto będzie patrzył głębiej.- Złapałem jej twarz w dłonie, a ona zesztywniała. Nie zwróciłem na to uwagi.- Jesteś śliczną dziewczyną, która wiele przeszła i facet, który dostrzeże w tobie coś więcej niż śliczną buzię będzie największym szczęściarzem świata.
- Tylko czy ja dam radę być z kimś tak blisko.
- Nic na siłę. Kiedyś strach zmaleje, a ty na nowo nauczysz się żyć.- Musnąłem jej czoło i puściłem. – Muszę wracać na komisariat. 
- Przyjdziesz jeszcze?- spytała kiedy stałem już przy drzwiach.
- Jasne ruda, jestem po to, żeby cię dręczyć.
- Idiota- rzuciła zanim wyszedłem.
    Siedziałem za swoim biurkiem, a moja głowa była pełna myśli o Carrie. Nie mogłem jej wyrzucić z mojej głowy, z mojego serca. Na myśl o tym, że ona kiedykolwiek mogłaby być z jakimś mężczyzną wpadam w szał. Zacisnąłem palce na krańcu biurka próbując się uspokoić. Zaraz miałem przesłuchiwać tego skurwiela. Ja to bym od razu posłał go na karę śmierci, ale jest to nie możliwe. Wszedłem do pokoju przesłuchań. Na jednym krześle siedział młody policjant, a na drugim porywacz Carrie.
- Znowu się spotykamy- powiedziałem siadając naprzeciwko niego.- Nie muszę się już przedstawia, prawda??
- Nie panie Tomlinson. Doskonale pana znam, ta mała dziwka tylko o tobie mówiła.
- Grzeczniej, bo skończysz kiepsko. Już się o to postaram. 
Słuchanie o rzeczach, które on dla niej zrobił było straszne. Zapisywałem wszystko w protokole przesłuchań. Po paru godzinach miałem już dość. Wyszedłem stamtąd na drżących nogach. Ledwo dotarłem do swojego biurka.
- Boże, ale ty jesteś blady.- Na horyzoncie pojawił się Nicolas.- Było poczekać, ja bym go przesłuchał.
- Chciałem sam.- Było mi nie dobrze, na myśl o każdej krzywdzie jaką on jej sprawił.- Zrób sobie przysługę i nie czytaj tego protokołu. – Ale było już za późno. Nick w ręku trzymał kartki z moim pismem.
- Boże, aż dziwne, że ta dziewczyna nadal żyje.
- W pewnej chwili miałem ochotę pozbawić go kilku części ciała.

4 komentarze:

  1. Cześć!
    Cieszę się bardzo, że dodałaś rozdział:) Wyszedł Ci wspaniały, to co Louis powiedział Carrie, ach mam nadzieję, że oni będą razem bo pasują do siebie jak nikt inny :) Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością, pozdrawiam Asiek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę, żeby byli razem! Amen
    Czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuuu super !!!
    Wciaga na maksa.
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny.
    Czemu wszyscy boją się mówić o co poniektórych rzeczach Carrie.
    Lou i Carrie oni kiedyś na pewno będą razem.
    Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń