2/05/2014

Rozdział 7

Louis 
    Szybko otworzyłem drzwi jakiegoś burdelu. Za mną szli moi kumple. Rozległy się krzyki kobiet, a niektórzy z mężczyzn sięgnęli po broń. Zignorowałem ich i szedłem dalej. Moje nogi prowadziły mnie do biura. Słychać był jakąś rozmowę. Wyważyłem drzwi kiedy klamka nie ustąpiła. Nie dałem im nawet czasu na reakcje. Ja mierzyłem jednego gościa, a Nick w drugiego.
- Policja. Ręce do góry. Bez gwałtownych ruchów.- Odwróciłem głowę. Na kanapie pod ścianą siedziała skulona i związana dziewczyna. Wszędzie poznałbym te rude włosy. Zakuliśmy ich w kajdanki. Podszedłem do dziewczyny.
Carrie
    Usłyszałam dobrze znajomy mi głos. Majaczył mi w pamięci. Nie śmiałam nawet wierzyć, że to może być prawda. Poczułam dotyk ciepłych rąk na moich ramionach. Był inny, niż PANA.  Opaska z moich oczu zniknęła, a ja mogłam patrzeć na Louisa. Rozwiązał moje ręce i delikatnie masował poranione nadgarstki, to samo uczynił z moimi kostkami. 
- Hej ruda.- Teraz byłam pewna. To był on.- Jesteś już bezpieczna.
    Twarz Louisa robiła się coraz bardziej niewyraźna. Spadałam w dół by znaleźć się w jego ramionach. Część mojego przyćmionego umysłu zarejestrowała jak bierze mnie na ręce. Później już była tylko ciemność.
    Poruszyłam się na łóżku próbując rozgonić mgłę, która spowijała mój umysł. Otworzyłam oczy, a jasne światło jarzeniówki mnie oślepiło. Zmrużyłam oczy, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Białe ściany, dwie pary drzwi, dwa okna, jedno z widokiem na miasto, a drugie na szpitalny korytarz.  Przy oknie stał fotel. Białe drzwi się rozsunęły, a do środka wszedł mężczyzna w fartuchu. Przerażona skuliłam się na łóżku.
- Jestem lekarze.- Mówił spokojnie.- Chcę cię tylko zbadać.- Podszedł jeszcze bliżej łóżka. Poświecił mi latarką po oczach.- Boli cię coś?- Pokiwałam przecząco głową.- Jeżeli będzie się coś działo wezwij pielęgniarkę tym guzikiem.
    Siedziała na szpitalnym łóżku z podkulonymi nogami.  Krztusiłam się łzami. Przez cały dzień tyle osób przewinęło się przez ten pokuj. Nie znałam ich, nie chciałam ich widzieć. Bałam się. Drzwi znowu się otworzyły. Do środka weszła pielęgniarka. Dotknęła mojej ręki w celu sprawdzenia kroplówki. Wyrwałam ją odsuwając się na kraniec łóżka. Drzwi znowu się otworzyły, a ja w progu zobaczyłam mojego bohatera.
- Co pani robi? Ona się boi. – Byłam bezpieczna w silnym uścisku jego ramion.  Pielęgniarka machnęła ręką i wyszła.- Cii… Już dobrze. Spokojnie nic ci już nie grozi. 
    Schowałam twarz w jego klatce piersiowej. Zaciągnęłam się jego zapachem. Powoli uspokajałam się. Siedziałam na jego kolanach i w ciszy słuchałam spokojnego bicia serca Louisa.  Odgarnął z mojego czoła włosy, a ja zesztywniała czując jego dłoń na moich plecach. 
- Mam zadzwonić do twoich rodziców?- Pokiwałam przecząco głową, nie byłam gotowa aby ich znowu zobaczyć.- Wiesz, że będę ich musiał w końcu powiadomić?- Pokiwałam twierdząco głową.- Może chcesz spotkać Sophie?- Moja przyjaciółka, czy byłam na to gotowa? Teraz też zaprzeczyłam nie wydobywając z siebie najmniejszego dźwięku.- Odpocznij, ja porozmawiam z lekarzem.
Położył mnie na łóżku i wyszedł z sali. Powoli odpływałam do krainy snów.  Widziałam w nich twarz mojego PANA, ciemne oczy przepełnione gniewem. Obudziłam się słysząc swój własny krzyk. Poczułam  czyjeś silne ramiona. Złapałam się ich jak tonący koła. 
- No już.- Usłyszałam spokojny głos Louisa przebijający się do mojego umysłu. Odgonił resztki strasznego snu.- To tylko zły sen.
Louis
    Siedziałem na komisariacie i czytałem artykuł w gazecie. Zastanawiałem się jak ci dziennikarze zdobywają swoje informacje. Na pierwszej stronie każdej londyńskiej gazety widniało zdjęcie Carrie z durnym tytułem: ‘Carrie Allen w końcu uwolniona z rąk szalonego porywacza.’ Niezadowolony odłożyłem gazetę i wyszedłem z komisariatu. Lepiej będzie jak pójdę do szpitala zanim dotrą tam jej rodzice, czy moja siostra. Carrie boji się wszystkiego, a spotkanie z bliskimi jest ostatnią rzeczą jaką pragnie. Przed szpitalem spotkałem moją siostrę. Gniewnie mrużyła swoje błękitne oczy. Podeszła do mnie i uderzyła w moją klatkę piersiową.
- Ty pieprzony sukinsynie nie mogłeś mi powiedzieć?- Kolejny cios, którego nie powstrzymywałem.- Dupek. Samolubny idiota. Przez trzy lata opłakiwałam przyjaciółkę, a ty nie raczyłeś mi powiedzieć, że ją znalazłeś.
- Zabroniła mi.- Załapałem jej nadgarstki powstrzymując od wykonania kolejnego ciosu.
- To moja przyjaciółka.- Głos mojej siostry był przepełniony bólem.
- Ona nie jest już twoją przyjaciółką. To już nie jest ta sama Carrie.
- Ja to wiem.
- A wiesz o siniakach, bliznach, koszmarach? Zdajesz sobie sprawę ile razy ten facet ją skrzywdził? Jak bardzo ona się boji? Dlatego ci nie powiedziałem. Ona się boji nawet mnie i lekarzy. Czym więcej osób, tym strach jest większy. Nie chcesz, żeby do reszty wycofała się z tego świata.
- Powinieneś mi powiedzieć.- Mruknęła nadąsana.- Powinnam być przy niej.
- Powinnaś zrozumieć dlaczego ci nie powiedziałem.- Puściłem jej dłonie i nerwowo przeczesałem włosy. – Chodź do niej.
Pierwszy wszedłem do sali. Carrie spojrzała najpierw na mnie, a później na Sophie. Moja siostra podbiegła do swojej przyjaciółki i mocno ją przytuliła. Obserwowałem jej napięte mięśnie. Jak sztywnieje czując jej dotyk.
- Boże…- Kolejna fala łez wydobyła się z oczu mojej siostry. Nadal rządziły nią hormony. – Myślałam, że cię już nie odzyskam.
- Jestem tu.- To były pierwsze słowa jakie wypowiedziała. Sama była zdziwiona słysząc swój własny głos. – Od kiedy ty płaczesz?- Carrie siliła się na swobodę, ale jej głos był napięty.
- To hormony- odpowiedziała wycierając oczy wierzchem dłoni.- To dłuższa historia, ale teraz będę miała tyle czasu żeby ci wszystko opowiedzieć.
    Przez przeszło dwie godziny Sophie gadała jak najęta. Widać, że ta głupkowata paplanina uspokajała Carrie. Czując się zbędny wyszedłem ze szpitala. Na schodach minąłem się z jej rodzicami.
- Jest u niej Sophie- powiedziałem do jej ojca.- Musicie stopniowo przyzwyczajać ją do obecności dużej ilości ludzi, bo inaczej wpadnie w panikę.
- Dobrze Louis.- Uśmiechnął się do mnie.- Dziękuję, że ją nam zwróciłeś.
- Taka moja praca.

4 komentarze:

  1. Nareszcie, już nie mogłam się doczekać. Cieszę się, że Carrie w końcu jest już uwolniona z rąk tego psychola :) czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo louis opiekunem . Taki slodziak . Biedna carrie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej Carrie jest już bezpieczna przynajmniej na razie. Louis kochany Louis jako opiekun sprawdza się genialnie. Super, że nie zostawił jej samej i nie dał jej się za bardzo bać i jakby to powiedzieć bronił ja przed innymi. Dobrze, że Carrie nie wystraszyła się Sophie.
    Ciekawa jestem jak zareaguje na rodziców. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu! Doczekałam się tego, że Carrie jest wolna. Wcale się nie dziwię, że boi się wszystkich, Po takich przeżyciach to normalne, ale mam nadzieję, że dzięki wsparciu bliskich i przyjaciół a zwłaszcza Louisowi dojdzie do siebie :)
    Rozdział wyszedł Ci zajebisty. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń