Carrie
Wzięłam do ręki miskę z chrupkami i kieliszki i poszłam do salonu. Usiadłam obok mojej przyjaciółki. Sophie włączyła telewizor, ale i tak nie miała w planach oglądania durnego serialu. Zaczęłyśmy rozmawiać, było prawie tak jak kiedyś, przed tym całym koszmarem.
- Muszę znaleźć dla Louisa partnerkę na bal policjantów- stwierdziła, a ja poczułam ukucie w sercu.- Zawsze chodzi sam. To smutne.
- Smutne.- Poparłam ją i dopiłam swoje wino. Sophie zaczęła uważnie mi się przyglądać.
- Może ty. Znasz go i przyda ci się rozrywka.- Ostatnie czego pragnęłam to jakiś bal, ale Sophie umie zakręcić tak człowieka, że umówiłyśmy się na zakupy.
Leżałam na łóżku w pokoju gościnnym w jej małym domku i nie mogłam zasnąć. Zegar wiszący na ścianie głośno wybijał swoją melodię, a przez okno wpadało jasne światło księżyca. Przewróciłam się na drugi bok odwracając się do niego tyłem. Zamknęłam oczy próbując zasnąć.
Rano obudził mnie płacz dziecka. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Z krzesła prze oknie wzięłam błękitny szlafrok z miękkiej bawełny sięgający mi do połowy ud. Palcami przeczesałam rude włosy, które opadły mi na oczy. Wyszłam w pokoju. W małym salonie siedziała Sophie, na rękach trzymała swoją córeczkę. Bezskutecznie próbowała uspokoić dziewczynkę.
- Obudziła cię?- spytała patrząc na mnie przepraszająco.- Dopiero szósta, a ona już rządzi. Tylko Nick umie ją uspokoić.
- Może jakoś pomogę.
- Sprawisz, że ona przestanie płakać?
- Daj potrzymam ją, a ty zrób kawy.- Wyciągnęłam do niej ręce. Wzięłam małą i zaczęłam ją kołysać. Chodziłam po salonie nucąc coś pod nosem, nawet nie zauważyłam, że przestała płakać. Patrzyła na mnie dużymi błękitnymi oczkami. Uśmiechnęłam się i odłożyłam Carrie do wózka.
- Jak ty to zrobiłaś?- spytała szeptem podając mi kubek z kawą. – Właśnie miałam cię zapytać. Zostaniesz jej chrzestną?
- Nie wiem czy powinnam.- Wydukałam zaskoczona.
- Powinnaś, to zawsze miałaś być ty. Pamiętasz?- Roześmiałam się na wspomnienie naszych dziecięcych obietnic, udawanych ślubów i zabaw w dom.
- Dobrze.
Przyjrzałam się wiszącej na wieszaku sukience. Nie mogłam się już wycofać. Zostawiłam moją kreację nadal wiszącą na wieszaku i poszłam do łazienki. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Stałam owinięta w błękitny ręcznik i rozczesywałam mokre włosy. Teraz były ciemnobrązowe. Na blacie leżały powyciągane kosmetyki. Podłączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć swoje rude włosy. Po kilku minutach nabrały swojego naturalnego koloru. Spięłam włosy wsuwkami w niedbały kok, a luźne kosmyki nakręciłam lokówką. Zrobiłam sobie delikatny makijaż. Ubrana tylko w jasną bieliznę poszłam do swojego pokoju. Założyłam jasną koronkową sukienkę, na to bladoróżowy karding i tego samego koloru szpilki. Pasujące kolczyki i kilka bransoletek na poranione nadgarstki, tak żeby nie było widać blizn. Zabrzęczały głośno kiedy poruszyłam rękoma. Z biurka wzięłam kopertówkę już z moimi rzeczami. Gotowa wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, gdzie w salonie siedzieli rodzice. Zakręciłam się przed nimi na palcach pokazując się z każdej strony.
- Wyglądasz cudownie.- Stwierdziła mama uśmiechając się do mnie. – Mam coś dla ciebie.-Wstała z kanapy i podeszła do komody stojącej przy oknie. Z jednej z szuflad wyjęła aksamitne pudełko od jubilera.- Miałaś go dostać na urodziny, trzy lata temu. – Łzy zebrały się w jej oczach.
Otworzyłam je drżącymi palcami i ledwo powstrzymywałam łzy wzruszenia. W środku znajdował się piękny, złoty łańcuszek z diamentowym serduszkiem . Podniosłam go do góry i obserwowałam ja mieni się kolorami. Spojrzałam na rodziców delikatnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. Tato zapniesz mi.- Ojciec podszedł do mnie. Wziął wisiorek i go zapiął. Nie mogłam tego powstrzymać i zesztywniałam ze strachu. Starał się mnie nie dotknąć. Widziałam ten ból w jego oczach jak się odsunął. Zrobiłam krok do przodu i mocno go przytuliłam.- Bardzo was kocham. – Puściłam go.- Taksówka już na mnie czeka.- I tyle z okazywania uczuć.
Louis
Siedziałem przy barze ubrany w garnitur i popijałem whisky. Czekałem aż będę mógł stąd wyjść, ale nici z wcześniejszego urwania się. Miałem dostać wyróżnienie za zakończone śledztwo i pilnowała mnie Sophie. Czułem na sobie jej baczne spojrzenie. Bałem się własnej siostry, to niedorzeczne. Odwróciłem się i zacząłem obserwować całą salę. Wszędzie policjanci i ich rodziny. Podwójne drzwi się otworzyły a do środka weszła rudowłosa piękność. Na początku jej nie poznałem, dopiero jak się uśmiechnęła. Szła w moim kierunku, w niczym nie przypominała niezdarnej siedemnastolatki. Tyle razy widziałem jak upada, a tutaj idzie w wysokich butach z gracją baletnicy. Ustała naprzeciwko mnie, a ja wpatrywałem się w nią jak zaklęty.
- Co… ty… tutaj… robisz?
- Sophie ci nie powiedziała? – Pokręciłem przecząco głową nadal uważnie się jej przyglądając. Lustrowałem ją wzrokiem nie zwracając na jej słowa.- Zostałam oddelegowana do dotrzymania ci towarzystwa.
- Fajnie.- Powinienem wkurwić się na moją irytującą młodszą siostrzyczkę, ale ten anioł przede mną pochłaniał całkowicie moją uwagę. Sprawnie wsunęła się na krzesło obok mnie i czekała aż barman poda jej kieliszek dobrego wina. Z doświadczenia wiedziałem, że nie było ono dobre. Carrie przywykła do innych, droższych. Ta informacja podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Za wysokie progi na moje nogi. Rozmawiałem z nią, żartowałem a nawet raz zatańczyłem. W myślach powtarzałem sobie mantrę, że ona nie jest dla mnie. Później jak dżentelmen odwiozłem do domu.
Wzięłam do ręki miskę z chrupkami i kieliszki i poszłam do salonu. Usiadłam obok mojej przyjaciółki. Sophie włączyła telewizor, ale i tak nie miała w planach oglądania durnego serialu. Zaczęłyśmy rozmawiać, było prawie tak jak kiedyś, przed tym całym koszmarem.
- Muszę znaleźć dla Louisa partnerkę na bal policjantów- stwierdziła, a ja poczułam ukucie w sercu.- Zawsze chodzi sam. To smutne.
- Smutne.- Poparłam ją i dopiłam swoje wino. Sophie zaczęła uważnie mi się przyglądać.
- Może ty. Znasz go i przyda ci się rozrywka.- Ostatnie czego pragnęłam to jakiś bal, ale Sophie umie zakręcić tak człowieka, że umówiłyśmy się na zakupy.
Leżałam na łóżku w pokoju gościnnym w jej małym domku i nie mogłam zasnąć. Zegar wiszący na ścianie głośno wybijał swoją melodię, a przez okno wpadało jasne światło księżyca. Przewróciłam się na drugi bok odwracając się do niego tyłem. Zamknęłam oczy próbując zasnąć.
Rano obudził mnie płacz dziecka. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Z krzesła prze oknie wzięłam błękitny szlafrok z miękkiej bawełny sięgający mi do połowy ud. Palcami przeczesałam rude włosy, które opadły mi na oczy. Wyszłam w pokoju. W małym salonie siedziała Sophie, na rękach trzymała swoją córeczkę. Bezskutecznie próbowała uspokoić dziewczynkę.
- Obudziła cię?- spytała patrząc na mnie przepraszająco.- Dopiero szósta, a ona już rządzi. Tylko Nick umie ją uspokoić.
- Może jakoś pomogę.
- Sprawisz, że ona przestanie płakać?
- Daj potrzymam ją, a ty zrób kawy.- Wyciągnęłam do niej ręce. Wzięłam małą i zaczęłam ją kołysać. Chodziłam po salonie nucąc coś pod nosem, nawet nie zauważyłam, że przestała płakać. Patrzyła na mnie dużymi błękitnymi oczkami. Uśmiechnęłam się i odłożyłam Carrie do wózka.
- Jak ty to zrobiłaś?- spytała szeptem podając mi kubek z kawą. – Właśnie miałam cię zapytać. Zostaniesz jej chrzestną?
- Nie wiem czy powinnam.- Wydukałam zaskoczona.
- Powinnaś, to zawsze miałaś być ty. Pamiętasz?- Roześmiałam się na wspomnienie naszych dziecięcych obietnic, udawanych ślubów i zabaw w dom.
- Dobrze.
Przyjrzałam się wiszącej na wieszaku sukience. Nie mogłam się już wycofać. Zostawiłam moją kreację nadal wiszącą na wieszaku i poszłam do łazienki. Wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Stałam owinięta w błękitny ręcznik i rozczesywałam mokre włosy. Teraz były ciemnobrązowe. Na blacie leżały powyciągane kosmetyki. Podłączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć swoje rude włosy. Po kilku minutach nabrały swojego naturalnego koloru. Spięłam włosy wsuwkami w niedbały kok, a luźne kosmyki nakręciłam lokówką. Zrobiłam sobie delikatny makijaż. Ubrana tylko w jasną bieliznę poszłam do swojego pokoju. Założyłam jasną koronkową sukienkę, na to bladoróżowy karding i tego samego koloru szpilki. Pasujące kolczyki i kilka bransoletek na poranione nadgarstki, tak żeby nie było widać blizn. Zabrzęczały głośno kiedy poruszyłam rękoma. Z biurka wzięłam kopertówkę już z moimi rzeczami. Gotowa wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, gdzie w salonie siedzieli rodzice. Zakręciłam się przed nimi na palcach pokazując się z każdej strony.
- Wyglądasz cudownie.- Stwierdziła mama uśmiechając się do mnie. – Mam coś dla ciebie.-Wstała z kanapy i podeszła do komody stojącej przy oknie. Z jednej z szuflad wyjęła aksamitne pudełko od jubilera.- Miałaś go dostać na urodziny, trzy lata temu. – Łzy zebrały się w jej oczach.
Otworzyłam je drżącymi palcami i ledwo powstrzymywałam łzy wzruszenia. W środku znajdował się piękny, złoty łańcuszek z diamentowym serduszkiem . Podniosłam go do góry i obserwowałam ja mieni się kolorami. Spojrzałam na rodziców delikatnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. Tato zapniesz mi.- Ojciec podszedł do mnie. Wziął wisiorek i go zapiął. Nie mogłam tego powstrzymać i zesztywniałam ze strachu. Starał się mnie nie dotknąć. Widziałam ten ból w jego oczach jak się odsunął. Zrobiłam krok do przodu i mocno go przytuliłam.- Bardzo was kocham. – Puściłam go.- Taksówka już na mnie czeka.- I tyle z okazywania uczuć.
Louis
Siedziałem przy barze ubrany w garnitur i popijałem whisky. Czekałem aż będę mógł stąd wyjść, ale nici z wcześniejszego urwania się. Miałem dostać wyróżnienie za zakończone śledztwo i pilnowała mnie Sophie. Czułem na sobie jej baczne spojrzenie. Bałem się własnej siostry, to niedorzeczne. Odwróciłem się i zacząłem obserwować całą salę. Wszędzie policjanci i ich rodziny. Podwójne drzwi się otworzyły a do środka weszła rudowłosa piękność. Na początku jej nie poznałem, dopiero jak się uśmiechnęła. Szła w moim kierunku, w niczym nie przypominała niezdarnej siedemnastolatki. Tyle razy widziałem jak upada, a tutaj idzie w wysokich butach z gracją baletnicy. Ustała naprzeciwko mnie, a ja wpatrywałem się w nią jak zaklęty.
- Co… ty… tutaj… robisz?
- Sophie ci nie powiedziała? – Pokręciłem przecząco głową nadal uważnie się jej przyglądając. Lustrowałem ją wzrokiem nie zwracając na jej słowa.- Zostałam oddelegowana do dotrzymania ci towarzystwa.
- Fajnie.- Powinienem wkurwić się na moją irytującą młodszą siostrzyczkę, ale ten anioł przede mną pochłaniał całkowicie moją uwagę. Sprawnie wsunęła się na krzesło obok mnie i czekała aż barman poda jej kieliszek dobrego wina. Z doświadczenia wiedziałem, że nie było ono dobre. Carrie przywykła do innych, droższych. Ta informacja podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Za wysokie progi na moje nogi. Rozmawiałem z nią, żartowałem a nawet raz zatańczyłem. W myślach powtarzałem sobie mantrę, że ona nie jest dla mnie. Później jak dżentelmen odwiozłem do domu.